Sortowanie
Źródło opisu
Legimi
(36)
Forma i typ
E-booki
(21)
Audiobooki
(15)
Autor
Orr Shai
(4)
Dutkiewicz Agata
(3)
Hul Magdalena
(2)
Karpienia Magda
(2)
Oleś Katarzyna
(2)
Osadnik Katarzyna
(2)
Piotrowska Karolina
(2)
Szczepanik Monika
(2)
Szperlich-Kosmala Marta
(2)
Tyralik-Kulpa Ewa
(2)
Żyliński Jarek
(2)
Blanton Brad
(1)
Bongertz Christiane Stella
(1)
Dworaczyk Katarzyna
(1)
Ewa Tyralik-Kulpa
(1)
Katarzyna Dworaczyk
(1)
Kołacz-Kordzińska Zuzanna
(1)
Mitschke Katarzyna
(1)
Retz Eliane
(1)
Stępień-Proszewska Aneta
(1)
Tyszko Marta
(1)
Rok wydania
2020 - 2024
(30)
2010 - 2019
(6)
Kraj wydania
Polska
(36)
Język
polski
(36)
36 wyników Filtruj
E-book
W koszyku
Cud rodzicielstwa / Shai Orr. - [miejsce nieznane] : Natuli : Legimi, 2022.
Autor
Forma i typ

Autor wyróżnia siedem niewypowiedzianych prośb dzieci do rodziców. Są to pragnienia uniwersalne, stanowiące podstawę egzystencji człowieka. Dlaczego rezygnujemy z nich w procesie wychowania na rzecz przekonań i społecznej poprawności? Wróćmy do źródła. Stwórzmy nowy początek wraz z powołanym przez nas życiem.

Książka stała się bestsellerem w Izraelu.

Cud rodzicielstwa
Nie jest typowym poradnikiem – nie ma w nim rad. Są tu raczej słowa, w które warto się wsłuchać (to trudniejsze niż zrobienie czegoś według instrukcji), by uświadomić sobie, co jest ważne w byciu człowiekiem i rodzicem. Żeby ujrzeć własne dziecko w całej jego istocie, pięknie i potencjale, zobaczmy również to niewinne, dobre i mądre dziecko w sobie.

Cytaty z książki:
Czy twoi rodzice cię słuchali? Czy dostałeś od nich tę miłość, o której mówię, tę umożliwiającą nam wysłuchanie i usłyszenie dokładnie tego, o co nas prosi syn czy córka? Czy jest to miłość, którą chciałbyś dać swoim dzieciom? Oto dziecko. Jego oczy błyszczą, a serce bije mocno. Na początku drogi wie ono i czuje, że wszystko jest możliwe. Ale powoli się uczy. Z pomocą rodziców i społeczeństwa, do którego chce należeć, uczy się – krok po kroku – rezygnować ze swoich marzeń.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Autor
Forma i typ

Dzieciństwo rodziców. Jak nie tylko dorosnąć, lecz także dojrzeć

Rodzicielstwo niemal w każdym z nas uruchamia wspomnienia własnego dorastania. Nie zawsze jednak było ono takie, jakim chcielibyśmy je zapamiętać.

Nieustannie natykam się na tę blokadę: nagle oczy podnoszą się ku mnie i spogląda na mnie nieugięte i poważne, jakby odpowiedzialne czteroletnie dziecko w zadbanym ciele czterdziestoletniego mężczyzny, który stanowczo twierdzi: „Przecież miałem normalne dzieciństwo”. „Normalne dzieciństwo” charakteryzuje się tym, że rodzice nie słuchają tego, o co dzieci ich proszą, a dzieci robią wszystko, aby dało się myśleć, że to normalne.

Doświadczając rodzicielstwa, mamy szansę na dotknięcie tego, czego nam – dzieciom własnych rodziców – brakowało i za czym do dziś tęsknimy. Autor nazywa to siedmioma prośbami, które dzieci kierują do swoich rodziców. W tej podróży nie chodzi o poszukiwanie winnych, ale o uzdrawiającą przemianę. Pomoże ona dostrzec bolesne miejsca po to, by zmienić je w czułość, zarówno dla nas samych, jak i naszych dzieci. By nie tylko dorosnąć, ale też dojrzeć.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Autor
Forma i typ

Dzieciństwo rodziców. Jak nie tylko dorosnąć, lecz także dojrzeć

Rodzicielstwo niemal w każdym z nas uruchamia wspomnienia własnego dorastania. Nie zawsze jednak było ono takie, jakim chcielibyśmy je zapamiętać.

Nieustannie natykam się na tę blokadę: nagle oczy podnoszą się ku mnie i spogląda na mnie nieugięte i poważne, jakby odpowiedzialne czteroletnie dziecko w zadbanym ciele czterdziestoletniego mężczyzny, który stanowczo twierdzi: „Przecież miałem normalne dzieciństwo”. „Normalne dzieciństwo” charakteryzuje się tym, że rodzice nie słuchają tego, o co dzieci ich proszą, a dzieci robią wszystko, aby dało się myśleć, że to normalne.

Doświadczając rodzicielstwa, mamy szansę na dotknięcie tego, czego nam – dzieciom własnych rodziców – brakowało i za czym do dziś tęsknimy. Autor nazywa to siedmioma prośbami, które dzieci kierują do swoich rodziców. W tej podróży nie chodzi o poszukiwanie winnych, ale o uzdrawiającą przemianę. Pomoże ona dostrzec bolesne miejsca po to, by zmienić je w czułość, zarówno dla nas samych, jak i naszych dzieci. By nie tylko dorosnąć, ale też dojrzeć.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Książka, która pomoże Ci świadomie wspierać kształtującą się seksualność dziecka.

Nie potrafimy rozmawiać o seksualności z naszym dzieckiem. Nikt nas tego nie nauczył, nikt nie przekazał nam pozytywnego modelu seksualności. Seksualność od zawsze była tematem tabu.

To jednak na nas, rodzicach, spoczywa odpowiedzialność za kształtowanie seksualności naszego dziecka. Nie zostawiajmy tego instytucjom, internetowi, kolegom czy samym dzieciom.

Wystarczą dwa wieczory, by przeczytać tę książkę – a zdobędziesz kapitał na wiele lat.

Dzięki niej otrzymasz praktyczne, codzienne narzędzia komunikacji i wsparcia, dowiesz się:

  • czym jest seksualność i w jaki sposób rozwija się od narodzin do pełnej dojrzałości,
  • jak rozmawiać z dzieckiem i świadomie wspierać je w procesie rozwoju seksualności,
  • jak nie popełniać błędów ograniczających ten rozwój,
  • jak uchronić dziecko przed zagrożeniami związanymi z seksualnością,
  • jak wychować asertywnego seksualnie człowieka, zdolnego do wyrażania swoich potrzeb.
Karolina Piotrowska — psycholożka i seksuolożka. Pracuje z kobietami w ciąży, rodzicami i dziećmi. Od 2013 roku prowadzi warsztaty z zakresu rozwoju seksualnego dzieci. Jest zwolenniczką i propagatorką pozytywnej edukacji seksualnej i pozytywnej seksualności.
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Książka, która pomoże Ci świadomie wspierać kształtującą się seksualność dziecka.

Nie potrafimy rozmawiać o seksualności z naszym dzieckiem. Nikt nas tego nie nauczył, nikt nie przekazał nam pozytywnego modelu seksualności. Seksualność od zawsze była tematem tabu.

To jednak na nas, rodzicach, spoczywa odpowiedzialność za kształtowanie seksualności naszego dziecka. Nie zostawiajmy tego instytucjom, internetowi, kolegom czy samym dzieciom.

Wystarczą dwa wieczory, by przeczytać tę książkę – a zdobędziesz kapitał na wiele lat.

Dzięki niej otrzymasz praktyczne, codzienne narzędzia komunikacji i wsparcia, dowiesz się:

  • czym jest seksualność i w jaki sposób rozwija się od narodzin do pełnej dojrzałości,
  • jak rozmawiać z dzieckiem i świadomie wspierać je w procesie rozwoju seksualności,
  • jak nie popełniać błędów ograniczających ten rozwój,
  • jak uchronić dziecko przed zagrożeniami związanymi z seksualnością,
  • jak wychować asertywnego seksualnie człowieka, zdolnego do wyrażania swoich potrzeb.
Karolina Piotrowska — psycholożka i seksuolożka. Pracuje z kobietami w ciąży, rodzicami i dziećmi. Od 2013 roku prowadzi warsztaty z zakresu rozwoju seksualnego dzieci. Jest zwolenniczką i propagatorką pozytywnej edukacji seksualnej i pozytywnej seksualności.
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Dlaczego relacje i więzi, które współtworzymy z dziećmi, to tak ważny element wychowawczej układanki?

Ta książka nie tylko przynosi odpowiedzi na powyższe pytanie, ale tworzy podwaliny dla rewolucji w innych obszarach naszego życia społecznego. Sprawia, iż przypominamy sobie o tym co w życiu najważniejsze – o więziach, miłości i bliskości z innymi.

Czego potrzebuje małe dziecko do dobrego, pełnego i naturalnego rozwoju?

Jak zmieniają się potrzeby rozwojowe dziecka od narodzin do piątego roku życia?

Jak zbudować z dzieckiem bezpieczną więź, która jest fundamentem jego rozwoju i życia w ogóle?

Jak wspierać dziecko w dążeniu do autonomii?

Jak dbać o potrzeby wszystkich członków rodziny, także swoje?

Wychowanie zorientowane na więzi i potrzeby to drogowskaz dla tych rodziców, którzy chcą wyposażyć swoje dzieci w poczucie własnej wartości oraz rezyliencję, czyli odporność psychiczną. Stabilna więź z rodzicem jest bowiem inwestycją nie tylko w szczęśliwe dzieciństwo, ale i w dojrzałe życie naszych dzieci. A także – wybiegając w przyszłość – następnych pokoleń w rodzinie.

"Dziecko będzie bowiem podążało przede wszystkim za przykładem człowieka, któremu ufa i z którym czuje się związane. Więź ta powstaje z rodzicielskiej miłości, której dziecko może doświadczać. Dzieje się to od narodzin, od zaspokajania jego wrodzonych potrzeb: jedzenia, bezpieczeństwa, ochrony i bliskości. Z biegiem czasu dziecko uczy się również na przykładzie, jak funkcjonują dobre, pełne miłości relacje: kiedy znaczenie mają nie tylko jego własne potrzeby, ale też potrzeby innych. Aby ochoczo wzięło ono udział w tym procesie uczenia się, podstawą i bezpieczną bazą jest dobra więź."

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku

Książka dla rodziców, którzy chcą być mądrymi przewodnikami swoich nastoletnich dzieci, dawać im wsparcie i towarzyszyć w rozwoju w tym pięknym, choć niekiedy trudnym czasie stawania się dorosłym.

Jak zrozumieć nastolatka

Dlaczego moje dziecko się tak zachowuje? Co się z nim stało, przecież kiedyś tak nie było? Czy to się kiedykolwiek zmieni? O co mu w ogóle chodzi? Czy to jest normalne?

  • „Nie sprząta swojego pokoju, a kiedy zwracam na to uwagę, odpowiada, że to jej pokój i jej bałagan",
  • „Lekceważy mnie. Jak mówię, że nie wyjdzie, odpowiada mi: «Właśnie że wyjdę!»",
  • „Upiera się przy swoim",
  • „Stawia się nauczycielom",
  • „Krzyczy, że nie będę mu rozkazywać",
  • „Zamyka mi z trzaskiem drzwi przed nosem".

Żeby dziecko stało się dorosłym, musi być nastolatkiem – z całym spektrum doświadczeń, które towarzyszą temu etapowi życia. Żeby nasz nastolatek stał się dojrzałym dorosłym, potrzebuje wspierających i akceptujących rodziców! Jak sobie z tym wszystkim radzić? Jak odnaleźć się w nowej roli – rodzica nastolatka? Jak nie zgubić z oczu tego, że nasze dziecko w dalszym ciągu nas potrzebuje? Jak być dla niego przewodnikiem? A zwłaszcza – jak mieć do tego cierpliwość i zrozumienie?Autorka prowadzi nas przez okres nastoletniości dzieci z empatią dla naszej frustracji, złości, a czasem także bezsilności.

Zdaje się mówić: „Bądźmy w tym razem, my, rodzice nastolatków. Jesteśmy bowiem w momencie, kiedy z kokona wykluwa się piękny motyl!".


Kim jest autorka?

Aneta Stępień-Proszewska – trenerka kompetencji relacyjnych, przywódczych, rodzicielskich i komunikacji empatycznej, mediatorka i facylitatorka porozumienia w konfliktach grupowych, terapeutka w nurcie Resonant Healing. Certyfikowana coachka. Wspiera osoby nastoletnie i ich rodziców, współtworzy warsztaty dla rodziców nastolatków „Dorastać z nastolatkiem”. Uczy empatycznej komunikacji i empatycznego przywództwa. Matka trójki nastolatków.

Spis treści:

Wstęp (13)

1. Dorastanie, czyli bycie między dzieciństwem a dojrzałością (15)

Dorastanie jako rytuał przejścia (17)

  • Dorastanie jako rytuał przejścia dla nastolatka (18)
  • Dorastanie jako rytuał przejścia dla rodzica (28)
  • Dorastanie jako rytuał przejścia dla całego społeczeństwa (34)

Inicjacja – dlaczego warto do niej powrócić (36)
Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (45)

  • Pytania do refleksji (45)
  • Doświadczenie (45)

2. Zrozumieć nastolatka w zmianie (47)

„Moje ciało się zmienia” – dojrzewanie płciowe (48)

  • Wspólne zmiany – występujące niezależnie od płci (49)
  • Dojrzewanie typowo żeńskie (50)
  • Dojrzewanie typowo męskie (55)
  • Dojrzewanie – co warto skonsultować z lekarzem (56)

„Mój mózg nie jest zepsuty” – przebudowa mózgu (58)

  • Wpływ nierównego dojrzewania mózgu na zachowania nastolatków (66)

„Kim jestem?” – tożsamość płciowa, orientacja seksualna i role płciowe (79)

  • Dlaczego tak wiele dzieci odkrywa obecnie, że są nieheteronormatywne lub niebinarne (83)
  • Akceptacja i wsparcie (89)

„Ciągle się zmieniam” – codzienność z nastolatkiem (92)

  • „Kim są moi rodzice?” – dystansowanie się od rodziców (94)
  • „Wyjdź z mojego pokoju” – dbanie o prywatność (96)
  • „Ja, moje, dla mnie” – egocentryzm nastolatków (96)
  • „Nie ma o czym gadać” – trudności z byciem w kontakcie (99)
  • „Dobra, jednak to moja rodzina” – potrzeba przynależności (102)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (104)

  • Pytania do refleksji (104)
  • Doświadczenie (104)

3. O co chodzi w buncie nastolatka (105)

Bunt i dorastanie (106)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (112)

  • Pytania do refleksji (112)
  • Doświadczenie (112)

4. Zrozumieć rodzica w zmianie (115)

Co jest największym wyzwaniem (119)
Styl przywiązania rodzica (119)

Wypalenie rodzicielskie (130)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (135)

  • Pytania do refleksji (135)
  • Doświadczenie (136)

5. Zmieniająca się rola rodzica, zmieniająca się relacja (139)

Rodzic jako przewodnik (143)
Zaufanie, nawet jeśli błądzą (144)

Oddawanie odpowiedzialności (149)

Mądre wyznaczanie granic (153)

Kiedy dziecko zaczyna wypływać na szersze wody (158)

  • Zmieniająca się rola rodzica (160)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (161)

  • Pytania do refleksji (161)
  • Doświadczenie (161)

6. Co rodzi nieporozumienia i konflikty (163)

Brak zrozumienia, czym jest dorastanie albo opór (164)
Konflikt pokoleniowy (165)
„Czas zwrotu” i bolesna weryfikacja rodziców (167)
Niezgoda na dorastanie i odejście dziecka (169)
Widzenie w dziecku tego, czego sami nie mamy (171)
Autorytet oparty na władzy (173)

Obraz wroga (176)

Postrzeganie konfliktu jako trudności, której trzeba unikać (177)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (178)

  • Pytania do refleksji (178)
  • Doświadczenie (179)

7. Jak rozmawiać, by być w kontakcie i się dogadać (181)

Najważniejsze zadanie rodzica – bycie w kontakcie (182)

„Zabójcy kontaktu” (183)

Rozpoznawanie swoich potrzeb (190)

  • Model Czterech Krzeseł (193)

Empatyczne słuchanie (197)

Rozpoznawanie potrzeb rozmówcy (203)

Empatyczny dialog (207)

W dialogu nie zawsze chodzi o spełnienie potrzeb dziecka (209)

Prośba czy żądanie (213)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (217)

  • Pytania do refleksji (217)
  • Doświadczenie (218)

8. Kiedy jest tak trudno, że aż beznadziejnie (221)

Ostry kryzys (222)
Odbudowa więzi (228)

  • I etap – połączenie z sobą samym (228)
  • II etap – nowa rozmowa (238)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (242)

  • Pytania do refleksji (242)
  • Doświadczenie (243)

9. Konkretne wyzwania rodzicielskie (245)

„Ciągle siedzi na telefonie” (245)
„Okłamuje mnie, bezczelnie oszukuje" (248)
„Podbiera pieniądze” (250)
„Źle się uczy” (251)
„Robi sobie piercing i tatuaże” (255)
„Pokazuje swoje ciało na TikToku” (256)

„Pali marihuanę” (260)

„Nie ma znajomych”, „Ciągle siedzi w domu” (262)

„Jego cały świat to znajomi”, „W ogóle go nie ma w domu” (263)

„W ogóle nie chce rozmawiać” (268)

Zupełnie nie mam do niego zaufania” (272)

Tnie się”, „Nie je”, „Je za dużo” (274)

„Jest agresywny – krzyczy, przeklina, wali pięścią w ścianę…” (275)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (280)

  • Pytania do refleksji (280)
  • Doświadczenie (281)

10. Od czego zacząć, o czym nie zapominać i czego na pewno nie robić (283)

Przestrzeń rodzica – ćwiczenia (286)

  • Pytania do refleksji (286)
  • Doświadczenie (287)

11. Świętowanie (289)

Zakończenie (292)

Dodatki (294)

  • Lista polecanych materiałów (294)
  • Lista uczuć (pogrupowanych w obrębie obwodów emocji i motywacji) (295)
  • Lista potrzeb (299)
  • Dziennik empatii – przykład (304)
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Jak zrozumieć się w rodzinie - ebook

Książka o tym, jak zazwyczaj mówimy do siebie, dlaczego często jesteśmy nieskuteczni w komunikacji i co zrobić, by dogadać się w rodzinie.

Autorka jak reżyser filmowy śledzi przebieg zwykłych rodzinnych wydarzeń, które często przeradzają się w małe dramaty, kłótnie bez celu, frustracje i nerwy. Nagle woła "STOP" i analizuje, co właściwie się stało. Dzięki temu możemy przyjrzeć się własnym zachowaniom i komunikatom, odkryć faktyczne potrzeby oraz prześledzić punkty, w których rodzi się konflikt i niezrozumienie.

Książka napisana jest prostym językiem, bo komunikacja w rodzinie powinna być prosta. Zamiast udawać, oczekiwać, robić uniki - lepiej nauczyć się mówić jasno o swoich uczuciach i potrzebach. Ważne, by umieć je również dostrzegać u innych.

Monika Szczepanik - jedna z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce trenerek komunikacji w rodzinie i edukacji. W długo wyczekiwanej książce dzieli się swoim doświadczeniem, nieprzeciętną zdolnością empatii i obserwacji. Książka powinna stać się kanonem dla tych, którzy pragną dbać o relacje w rodzinie, chcą ją rozwijać i się nią cieszyć.

Spis treści

Wstęp (9)

1. Rodzinna wspólnota (13)

Kiedy zaczyna się rodzina (13)
Co stanowi o jakości rodziny(14)
- Relacje (14)
- Potrzeby (17)
Rola społeczna a rodzicielstwo (23)
Przekaz transgeneracyjny (28)
- Doświadczenie bycia dzieckiem (30)
- Naśladownictwo (32)
- Rozróżnianie (33)
- Nabywanie wiedzy (34)
Dlaczego w rodzinie bywa nam trudno (35)

2. Porozumienie w rodzinie (39)

Komunikacja w rodzinie (42)
- Rodzina - pierwszy poligon doświadczalny (42)
Język nawykowy i język osobisty (43)
- Słowa okna i słowa mury (44)
- Co jest naszym celem (46)
- Język nawykowy (48)
- "Muszę" czy "chcę" (50)
- Język nawykowy w naszej głowie (51)
- Język osobisty (53)
- Porozumienie bez Przemocy (56)
Ocena i obserwacja (57)
- Nawyk oceniania (58)
- Skąd się biorą oceny, etykiety i interpretacje (59)
Ocena i funkcjonowanie naszego mózgu (76)
Nauka obserwacji (63)

3. Uczucia i potrzeby (69)

Czym są uczucia (69)
- Dlaczego trudno nam rozmawiać o uczuciach (70)
- Czym się różnią uczucia od myśli (71)
- Uczenie się uczuć (73)
- Uczucia i funkcjonowanie naszego mózgu (76)
- Dorosła złość (82)
Czym są potrzeby (87)
- Strategie zaspokajania potrzeb (88)
- Odkrywanie potrzeb (89)
Prośba (91)
- Czy można "skutecznie" prosić (91)
- "Nie" jako "tak" dla czegoś innego (93)
- Jak formułować prośby (95)

4. Konflikty są naturalną częścią życia (99)

Dwa scenariusze w konflikcie z dziećmi - wygrana albo przegrana (100)
Trzeci scenariusz - konflikt jako informacja o potrzebach (102)
Konflikt jako szansa (104)
Przekonania na temat konfliktów, które wspierają lub utrudniają dostrzeganie w nich szansy (109)

5. "Nie" w rodzinie (115)

"Nie" - koniec czy początek dialogu (115)
Kiedy dziecko mówi "nie" (118)
Kiedy rodzic mówi "nie" (122)

6. Jak wspierać dzieci w konfliktach (131)

Mózg dziecka dopiero dojrzewa (131)
Bez kar i nagród (133)
- Dlaczego dzieci nie potrzebują kar i nagród (138)
Narzędzia wspierające dzieci w konflikcie (139)
- Mikrokręgi - jak pomóc dzieciom dogadać się ze sobą (140)
- Minimediacje - gdy konflikt dotyczy więcej niż dwojga dzieci (144)
Rodzicielstwo przez zabawę (149)
Siła ochronna (a siła karząca) (155)

7. Filary rodziny (159)

Empatia (160)
- Zacznijmy od słuchania (162)
- Ćwiczenie empatii (164)
- Dlaczego empatia jest potrzebna (166)
- Empatyczny dialog (167)
Wgląd I empatia wobec siebie (169)
Uważność (mindfulness) ( 173)
- Świadomy oddech (175)
- Skupienie uwagi na jednej rzeczy (176)
- Wyłączenie autopilota (176)
- Zauważanie myśli i uczuć (177)
Bycie obecnym (177)
Przywództwo w rodzinie (178)
- Przywództwo "z przodu" (181)
- Przywództwo "z boku" (181)
- Przywództwo "z tyłu"(182)
Proaktywność (183)
Świętowanie (184)
Wdzięczność (185)
- "Dziennik łaski" (187)

Zakończenie (189)

Załączniki (192)

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp
Jestem mamą dwóch dziewczynek – Starszej i Młodszej. Kiedy większa córka była jeszcze zupełnie mała, irytacja, frustracja i złość towarzyszyły jej na tyle często, że zaczęłam szukać ich głębszych przyczyn. Pamiętam doskonale dzień, w którym pewna dwulatka przeżywała prawie czterdziestominutową frustrację, z jej wszystkimi kolorami i odmianami. Nie mogę sobie przypomnieć, o co poszło, ale potrafię przywołać większość myśli, które pojawiały się w mojej głowie podczas tych długich minut. Pamiętam rosnącą bezsilność z każdą kolejną nieskuteczną próbą ukojenia złoszczącego się dziecka. Pamiętam malejącą z każdą minutą pisków ochotę na przytulenie bezradnej dziewczynki. Pamiętam własną złość, coraz większą. Czterdzieści minut to kawał czasu, który staje się wiecznością, gdy ktoś obok krzyczy, tupie, płacze, zamyka się w szafie, chce, żebyś podeszła bliżej lub żebyś w ogóle nie podchodziła, nie patrzyła, nic nie mówiła. Czterdzieści minut z życia dziewczynki, która nie ma pojęcia, co się z nią dzieje, i której przytrafiła się mama, która nie tylko nie wie, jak się nią zająć, ale jeszcze z każdą kolejną minutą staje się coraz bardziej bezsilna, poirytowana i zezłoszczona. No i tak to się zaczęło. Tamte czterdzieści minut sprzed dziesięciu lat zaprowadziło mnie tu, gdzie dziś jestem.
Jak mam pomóc dziecku, gdy sama potrzebuję pomocy?
Jak mam ukoić dziecko, gdy mnie samą trafia jasny szlag?
Jak mam nie wściekać się na wściekające się dziecko?
Powyższe pytania dały początek mojej rodzicielskiej przygodzie – z empatią, świadomością i autentycznością. Zrozumiałam, że zadawanie ich sprowadza się do tego najważniejszego, wręcz fundamentalnego. Zadaję je sobie, gdy jestem zmęczona, poirytowana. Zadaję je sobie, kiedy buzujące emocje usiłują przejąć nade mną kontrolę.
„O co mi chodzi?”
O co mi chodzi, gdy chcę, żeby moje dziecko przestało płakać? O co mi chodzi, gdy nie zgadzam się na trzecią bajkę? O co mi chodzi, kiedy chcę uciec gdzie pieprz rośnie albo przynajmniej zamknąć się w łazience? O co mi chodzi, do cholery?!
Rodzicielstwo nie było moim największym marzeniem, jednak stało się częścią mojego życia. A gdy już się rozsiadło na dobre, okazało się źródłem różnorodnych wyzwań, małych i dużych odkryć. Zaistniało jako pole do doświadczania i poznawania, jako miejsce rozwoju umiejętności i kompetencji w bardzo różnych obszarach, nie tylko rodzicielskich.
Nie wiem, czy nie będąc mamą, byłabym trenerką Porozumienia bez Przemocy^(). Wiem natomiast, że dzięki byciu mamą każdego dnia staję się uważniejszym przewodnikiem innych poszukujących rodziców. I tak już zostanie. Ludzie wybierający mój zawód, zawód trenera lub trenerki, nie stanowią ani grupy wybrańców, oświeconych, ani też, broń Boże, grupy modeli idealnych. Jestem rodzicem, zupełnie tak jak ty. Mam swoje mocne strony i takie, które wciąż czekają na lepsze czasy, by rozkwitnąć i np. zachwycić moje dzieci. Świętuję rodzicielskie sukcesy, opłakuję potknięcia i upadki. Cieszę się z niektórych decyzji, innych zaś żałuję. To, co zyskuję dzięki praktykowaniu Porozumienia bez Przemocy, to większa świadomość, przekonanie, że zawsze mam wybór i że zmiana też jest możliwa, zawsze.
Victor E. Frankl w swojej książce Człowiek w poszukiwaniu sensu napisał, że „pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi” (tłum. aut.). Porozumienie bez Przemocy, o którym tutaj opowiadam (nawet jeśli nie używam tej nazwy), jest o budowaniu przestrzeni w sobie i wokół siebie, przestrzeni, w której można dokonywać wolnych wyborów.
------------------------------------------------------------------------
^() Porozumienie bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC) – model komunikacji interpersonalnej opracowany przez Marshalla B. Rosenberga, w którym nabycie określonych nawyków językowych (eliminacja komunikatów ocennych) oraz obserwacyjnych i samoobserwacyjnych (orientacja na własnych i rozmówcy uczuciach oraz potrzebach) może doprowadzić do całkowitego wyeliminowania dialogu opartego na konkurencji i przemocy (przyp. red.).1
Rodzinna wspólnota
Jesteśmy gatunkiem stadnym. Od zarania dziejów żyjemy we wspólnotach. Najpierwotniejszą ze społeczności i najnaturalniejszą z nich jest rodzina. Rodzimy się wśród najbliższych i kończymy życie, otoczeni nimi. Nawet ci z nas, którzy wybrali życie w pojedynkę – pochodzą z rodziny. Każdy z nas odczuwa pewnego rodzaju rodzinną przynależność. Co dzieje się, kiedy zakładamy własną rodzinę? Jak uczymy się nowych ról i co sprawia, że nie zawsze idzie nam to łatwo?
KIEDY ZACZYNA SIĘ RODZINA
Zwyczajowo za początek rodziny, za „założenie jej” uznaje się moment, w którym w świecie pary dorosłych (w małżeństwie, partnerstwie) pojawia się dziecko, co ciekawe, nie zawsze od razu jako fizyczna obecność – w świadomości dorosłych pojawia się ono często już jako idea, wyobrażenie, marzenie. Wyjątkowość projektu rodzinnego wiąże się z długim czasem jego realizacji. Ważny jest również interdyscyplinarny charakter rodzinnego przedsięwzięcia – wymaga ono od rodziców wiedzy i nabywania doświadczeń z przeróżnych dziedzin (psychologii, medycyny, nauk ścisłych, dietetyki/żywienia). Do realizacji projektu rodzicielskiego potrzebna jest także niezwykła elastyczność – nie istnieją bowiem gotowe recepty i rozwiązania.
Budując relację z własnym dzieckiem, korzystamy, najczęściej nieświadomie, ze wspomnień i doświadczeń z własnego dzieciństwa. To, jak wspominamy i postrzegamy z perspektywy czasu nasze bycie dzieckiem, nasze relacje z rodzicami, wpływa niezwykle silnie na więź, która buduje się między nami a naszymi dziećmi.
Członkowie rodziny to wszyscy bliscy, z którymi połączeni jesteśmy więzami krwi (rodzice, rodzeństwo) lub podjętymi decyzjami (mąż, partner, teściowie). Bliscy ci mogą być już nieobecni (dla mnie to np. moja zmarła babcia) lub jeszcze nie ma ich na świecie (moje wnuki). Z każdym członkiem rodziny wiążą nas relacje bezpośrednie (mama, babcia) lub pośrednie (moja prababcia czy stryj dziadka – słyszałam o nich, widziałam fotografie, są bohaterami rodowych legend). Relacje z bliskimi nas formują, możemy z łatwością dostrzec ich wpływ na nasz rozwój.
CO STANOWI O JAKOŚCI RODZINY
To jasne, że członkowie rodziny wpływają na siebie nawzajem. Jednak nie tylko to albo więzy krwi stanowią o jakości rodziny. Co zatem ją kształtuje? Opowiem o trzech ważnych pojęciach, których w książce będę używała wielokrotnie, a które według mnie mają znaczenie fundamentalne. Są to:
- relacje,
- potrzeby i ich zaspokajanie,
- równowaga pomiędzy tym, kim jesteśmy, a naszą rolą społeczną.
Relacje
Stanowią one podstawę każdej rodziny. Zaczyna się od relacji z samym sobą, potem obejmuje ona naszego partnera lub partnerkę, dziecko. Relacje bywają indywidualne, czyli z poszczególnymi członkami wspólnoty, i zbiorowe – wiążące jednostkę z grupą, a także podgrupę z podgrupą (np. rodzice–dzieci, rodzice–dziadkowie itp.). Bez szczerych, autentycznych i wysokiej jakości relacji nie zbudujemy rodziny, która ową jakość będzie przekazywała kolejnym pokoleniom.
Relacje to codzienna praktyka miłości i bliskości.
Gdy przychodzimy na świat, pojawiamy się na nim od razu głodni bliskości. Potrzeba ta realizuje się w ramionach mamy, na jej ciepłym brzuchu po porodzie, podczas posiłku przy piersi. Do mamy szybko dołączają inni – rozpoczynają się relacje i bliskość z tatą, rodzeństwem, dziadkami, ciociami i wujkami. Coraz starsi i coraz ciekawsi świata wokół poszerzamy krąg bliskich, z którymi tworzymy więzi – dołącza do nich ukochana pani Halinka z przedszkola, ulubiona ciocia z Łodzi czy obecny w życiu rodziny wujek Michał, przyjaciel taty od czasów szkoły podstawowej. Nauczyciele, rodzice kolegów z klasy, babcia koleżanki z podwórka – to, co mówią, i to, jak zwracają się do nas, w ogromnym stopniu wpływa na nasze późniejsze doświadczanie bliskości, bezpieczeństwa i dobrostanu.
Relacje tworzone i współtworzone przez nas wpływają także na ogólne poczucie szczęścia, jak również na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Dowodzą tego szeroko zakrojone, podłużne (czyli prowadzone na przestrzeni wielu, wielu lat, a nawet pokoleń) badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda^(). Opowiada o nich na platformie TED ich kierownik Robert Waldinger. Przez 75 lat co roku zadawano tym samym 724 mężczyznom pytania dotyczące zarówno ich pracy, jak i rodziny. Po tym czasie obserwowania i analizowania odpowiedzi respondentów naukowcy zyskali pewność: tym, co najmocniej wpływa na dobrostan i poczucie szczęścia, są właśnie relacje – nie pieniądze, sława czy prestiż społeczny.
Wnioski płynące z badań podłużnych, prowadzonych na Uniwersytecie Harvarda:
- Relacje wpływają na nasz wewnętrzny dobrostan
Dzięki przywiązaniu do rodziny, przyjaciół, członków wspólnoty jesteśmy zdrowsi i żyjemy dłużej. Samotni, wyizolowani – podupadamy na zdrowiu, tracimy radość życia i szybciej umieramy.
- Jakość, nie zaś ilość relacji świadczy o ich udanym realizowaniu
Najistotniejszy wydaje się wzorzec więzi zaczerpnięty z własnej rodziny. Doświadczając miłości i akceptacji ze strony rodziców lub opiekunów, zwiększamy prawdopodobieństwo udanych relacji w przyszłości.
- Zaufanie do bliskich sprawia, że zdrowsze jest nie tylko nasze ciało, lecz także umysł
Przekonanie, że trwamy w relacji, w której będziemy w stanie pokonać pojawiające się później trudności, wpływa na witalność umysłu. Ludzie w relacjach pełnych zaufania rzadziej cierpią na zaniki pamięci i zaburzenia poznawcze związane ze starzeniem się.
Odkrycia zespołu Waldingera nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. To wręcz rodzaj wiedzy zdroworozsądkowej, którą nabywamy w procesie stawania się dojrzałymi ludźmi. Mimo to budowanie relacji nadal bywa dla nas wyzwaniem.
Potrzeby
Potrzeby – to kolejne istotne pojęcie, bez znajomości którego trudno mówić o świadomym porozumieniu międzyludzkim i rodzinnym. Warunkiem wejścia w relację z drugą osobą jest dostrzeżenie tego, czego sami potrzebujemy, a potrzeby te mają bardzo szerokie spektrum, począwszy od potrzeb fizjologicznych (głód, sen), poprzez emocjonalne i duchowe (bliskość, pomoc, zaufanie, bycie ważnym, słyszanym), aż do pojęć mocno abstrakcyjnych, takich jak potrzeba zmiany czy potrzeba piękna. Życie w rodzinie, w bliskości sprzyja nauce dostrzegania własnych i cudzych potrzeb. Dzięki obserwacji tego, w jaki sposób rodzice zaspokajają swoje potrzeby, dzieci uczą się rozpoznawania i zaspokajania własnych. Rodzic również zaspokaja pierwsze potrzeby dziecka, gdy nie jest ono jeszcze w stanie zająć się nimi samodzielnie.
Pierwszymi, podstawowymi potrzebami emocjonalnymi małego człowieka są bezpieczeństwo i przynależność. Bezpieczeństwo oznacza możliwość bycia bezwarunkowo zaakceptowanym, przynależność zaś – możliwość stania się częścią czegoś większego. Poczucie elementarnego bezpieczeństwa w relacji z opiekunem sprawia, że bez większych trudności dziecko będzie w stanie budować je także na zewnątrz rodziny w dorosłym życiu.
Rodzina to środowisko, w którym dzięki zaspokojeniu ważnych dla nas potrzeb doświadczamy dobrostanu, a w konsekwencji – rozwoju. Dobrostan wpływa pozytywnie na rozwój, na inicjatywę, aktywność wewnątrz, jak i na zewnątrz. Zatem nie tylko rodzina staje się przestrzenią zaspokajania określonych potrzeb, ale samo bycie w rodzinie stanowi strategię ich zaspokajania.
Strategią nazywamy takie działanie, bądź brak działania, które służy zaspokojeniu potrzeby. By skutecznie komunikować się wewnątrz naszej rodzinnej struktury, musimy uświadomić sobie, czego potrzebujemy i czego szukamy.
Są potrzeby, na które odpowiedź nie znajduje się bezpośrednio w rodzinie. Potrzebę kreatywności lub twórczego rozwoju powinniśmy zaspokajać na zewnątrz. Wybieramy jednak świadomie takie strategie ich zaspokajania, żeby nie wpływały one negatywnie na rodzinę – nasz punkt odniesienia. Czyli: uzdolniona twórczo mama chodzi na lekcje malarstwa we wtorki po południu (potrzeba kreatywności i strategia jej zaspokojenia), ojciec zaś w tym czasie opiekuje się dziećmi (ojciec – potrzeba bycia ważnym i niezbędnym, dzieci – potrzeba bycia zaopiekowanym).
Gdy funkcjonujemy w rodzinie, wybieramy rzeczy, które służą nam samym, jednak pod warunkiem, że nie są one wymierzone bezpośrednio przeciwko potrzebom innych członków rodziny. Podejmując ważne dla własnego „ja” i własnej tożsamości decyzje, uwzględniamy potrzeby naszej rodziny i to, jakie konsekwencje tej decyzji poniosą mąż, dzieci czy nawet dziadkowie. Warto pamiętać, że współtworząc rodzinę, zawsze pozostajemy wolnymi ludźmi, ale prędzej czy później konsekwencje (np. wynikłe z decyzji o powrocie na studia jednego z opiekunów) dotkną wszystkich jej członków (partner lub partnerka, zobligowani teraz do większej partycypacji w opiece; dzieci, które mogą odczuwać odrzucenie i ciężko je przeżywać). By zbudować porozumienie oparte na zaufaniu i bezpieczeństwie, respektujemy w taki sam sposób potrzeby wszystkich członków wspólnoty rodzinnej. Pozwala to na budowanie równoważnego znaczenia każdej osoby w rodzinie.
Tak naprawdę potrzeby jednego człowieka niewiele różnią się od potrzeb drugiego. Jak to możliwe, skoro mamy wszyscy przeróżne pragnienia, marzenia i plany? Być może potrzeby są bardzo podobne, jednak znacząco różnią się w obrębie strategii ich zaspokajania. Równorzędność potrzeb to nic innego jak uznanie tego faktu. Nie oznacza całkowitej równości między rodzicami a dziećmi. Z uwagi na możliwości psychofizyczne, etap rozwojowy i zasoby poznawcze nie możemy przyjąć, że dzieci dysponują tymi samymi narzędziami co zdrowy dorosły. Jednak potrzeby dzieci muszą być w rodzinie słyszane. Muszą być równorzędne.
Gdy dzieci traktuje się w rodzinie w sposób równorzędny, do lamusa odchodzi znienawidzone przez pokolenia powiedzenie „dzieci i ryby głosu nie mają”. Nie istnieje przekonanie: „Będziesz decydować o kolorze ścian, gdy zamieszkasz we własnych domu”. Rodzice dostrzegający równorzędność potrzeb dzieci będą uwzględniali w sposób poważny i rzeczowy te z nich, które odnoszą się bezpośrednio do życia najmłodszych. Kolor ścian w pokoju, miejsce wyjazdu na wakacje, to, czy w oknie pokoju dziecięcego zawisną firanki – rodzic dostrzegający równorzędność wysłucha potrzeb dziecka, podejmie dialog i w rezultacie opracuje strategię, która będzie miała wpływ na zaspokojenie potrzeb zarówno młodego, jak i starszego członka rodziny.
Rodzic świadomy równorzędności dziecka będzie przewodnikiem i dysponentem zasobów (np. finansowych), jednak z prawdziwym zainteresowaniem wysłucha pomysłu młodego człowieka na wakacje czy kolor firanek i ścian w jego pokoju.
Zadaniem rodzica, który zwraca uwagę na równorzędność dziecka, jest też wsparcie go w ewentualnej porażce w zaspokajaniu potrzeb. W bezpiecznej relacji takie wsparcie przychodzi naturalnie i stanowi dla młodego człowieka oswojoną przestrzeń, w której może popełniać błędy i mierzyć się z ich konsekwencjami.
Jak wytłumaczyć współzależność? Nasze istnienie i nasze bycie – sam ten fakt wpływa na członków rodziny. Nawet jeśli nie angażujemy się i nie podejmujemy decyzji, to nasza obecność, świadomość tej obecności zmienia ich odbieranie świata. To relacja dwustronna, gdyż tak samo nasze dzieci wpływają na nas – poprzez ich istnienie, osobowość, specyfikę, wreszcie zachowanie i reakcje.
Jest też inny aspekt współzależności, równie ważny dla rozwoju, a więc przemiany dziecka w młodego człowieka i potem – w osobę dorosłą. Ów aspekt to świadomość, że istnieją potrzeby, które możemy zaspokoić samodzielnie, np. potrzeba snu, rozwoju czy spontaniczności, oraz takie, które zaspokoić można we wspólnocie, np. potrzeba przynależności, czułości, współpracy.
Kiedy w rodzinie pojawiają się dzieci, z jednej strony możemy obserwować ich niemal całkowitą zależność od naszej opieki, dbałości, zaangażowania. Jako rodzice zaspokajamy ich wszystkie potrzeby niemal w stu procentach. Z drugiej strony, od samego początku istnieje też drugi kanał zależności – skierowany od dziecka do rodziców. Potomstwo płacze, śpi, uśmiecha się, wodzi wzrokiem, a kilka miesięcy później zaczyna gaworzyć i samodzielnie się poruszać. Uczymy się czytać dziecko w zmiennych, dynamicznych warunkach jego rozwijającej się komunikacji i ma to przemożny wpływ na naszą percepcję rzeczywistości. Można powiedzieć, że rodzimy się jako istoty współzależne.
W moich rozmowach z rodzicami dosyć często pojawia się stwierdzenie: „Jako rodzice mamy niemal stuprocentowy wpływ na nasze dzieci”. Rzadko jednak słyszę refleksję odwrotną – że to dzieci wpływają na nas, rodziców. Najczęściej takie opinie są wygłaszane przy okazji rozmaitych trudności z zachowaniem dziecka, które wywołują nieprzyjemne emocje rodzica. Ale jaki wpływ ma na nas śpiące niczym aniołek niemowlę? Choćby taki, że korzystając z jego drzemki, możemy sami odpocząć, ugotować zupę, poczytać książkę. Łapiemy oddech, stajemy się bardziej zrelaksowani. Warto dostrzec w tym współzależność.
Kiedy rodzic podchodzi do płaczącego brzdąca, bierze go na ręce, zaczyna kołysać i maluch uspokaja się, jest to bardzo widoczna forma współzależności. To w takich momentach pojawia się myśl: „Jaki on ode mnie zależny”. Podobna myśl może zaistnieć, gdy z jakiegoś powodu rodzic nie podchodzi do dziecka i ono nie przestaje płakać. Zarówno ta sytuacja, jak i sama myśl budzą w nas różne emocje i tym samym wpływają na nasze wybory. Codzienność co krok pokazuje nam, jak jesteśmy z sobą powiązani, jacy jesteśmy współzależni.
Współodpowiedzialność jest zdolnością widzenia tego, że nasze wybory mają wpływ na drugiego człowieka. Jesteśmy w pełni odpowiedzialni za własne uczucia, potrzeby i zachcianki, jednak sposoby wyrażania tych uczuć lub strategie realizacji potrzeb działają bezpośrednio na partnera, dziecko i każdą bliską osobę w naszym otoczeniu. Współodpowiedzialność oznacza uwzględnienie potrzeb i uczuć bliskich, wówczas gdy wybieramy strategię realizacji naszych osobistych potrzeb. Współodpowiedzialność pojawia się tam, gdzie pojawia się wola bycia w kontakcie z drugim człowiekiem.
Jeśli wyobrazimy sobie relację jako tlące się palenisko, to każdy z członków rodziny dokłada do tego paleniska kolejne bierwiono. Małe dziecko dokłada do wspólnoty swoją spontaniczność, radość i lekkość. Tym samym staje się współodpowiedzialne za relację, której jest integralną częścią. Dzieje się to na poziomie wręcz nieuświadomionym, kiedy robimy rzeczy, które wydają się naturalne, niejako przypisane naszej roli w rodzinie. Dziecko zaczyna zabawę w swoim pokoju, następnie przenosi bazę do salonu, tam gdzie urzęduje reszta domowników – tym samym wnosi do pomieszczenia rozbawienie i lekkość, staje się współodpowiedzialne za to, jak potoczy się reszta popołudnia. Mama, która biega maratony, czy tato, miłośnik górskich wędrówek – oboje wpływają swoimi wyborami na to, w jaki sposób rodzina spędza wolny czas, czym się interesuje, o czym rozmawia, jakich decyzji dokonują wspólnie jej członkowie.
Decyduję się na pracę w weekend i słyszę od dzieci, że chciałyby, bym mniej pracowała, a więcej czasu spędzała z nimi na zabawie, od męża zaś – bym dbała o równowagę między pracą a odpoczynkiem. Próbuję skontaktować się z moimi potrzebami stojącymi za decyzją o pracy. Pracuję nawet w weekendy, bo czuję, że praca trenerska przyczynia się do zmiany, pozwala mi na dzielenie się umiejętnościami, wreszcie – daje poczucie bezpieczeństwa finansowego.
Przyglądam się też potrzebom rodziny w tej sytuacji – dzieci potrzebują mojej bliskości, mąż chciałby zrobić coś wspólnie. Wszyscy łakną kontaktu ze mną, potrzebują mojej troski, uwzględnienia ich, zobaczenia. Kiedy poznam potrzeby – zarówno moje, jak i mojej rodziny – będziemy mieć szansę na dialog. Poszukamy rozwiązań, spotkamy się w połowie drogi. Czasem zaspokojenie potrzeb wszystkich członków wspólnoty w tym samym czasie nie jest możliwe, jednak dialog otwiera nas na szukanie rozwiązań w przyszłości.
Dlaczego w naszym rozwoju tak ważna jest wolność? Na warsztatach zdarza mi się słyszeć z ust rodziców: „Nie możemy wyjechać na weekend, ponieważ mamy dwójkę małych dzieci”. Mąż mówi: „Nie mogę zostać dłużej w pracy, bo żona będzie niezadowolona”. Żona zaś: „Nie pójdę z przyjaciółmi do kina, bo mój mąż za nimi nie przepada”.
Kiedy czujemy jakieś ograniczenie, najczęściej szukamy winnych tej sytuacji. Nasza frustracja bywa gwałtowna, intensywna – nieprzyjemne uczucia domagają się szybkich rozwiązań. Znajdują ujście w obwinianiu. Czujemy, że nasza wolność jest ograniczana, i szukamy winnego – tego, który uniemożliwia nam realizację tych potrzeb.
Uczestników moich warsztatów zachęcam do pozostania przy swoich potrzebach, przyjrzenia się im i poszukania – razem z partnerem/partnerką – takich strategii, które uwzględnią potrzeby zarówno ich, jak i pozostałych członków wspólnoty. Już samo wzięcie pod uwagę tych potrzeb jest ważne, gdyż daje nam możliwość wyrażenia siebie.
ROLA SPOŁECZNA A RODZICIELSTWO
Żyjemy w świecie, w którym określone role społeczne wyznaczają nasze zachowania, decyzje i przestrzeń, w której przebywamy. W polskich rodzinach wciąż zbyt wiele jest Matek Polek i Surowych Ojców – nieszczęśliwych więźniów określonej roli, za mało zaś wolnych, świadomych ludzi. Nie jesteśmy w stanie całkowicie uciec od wpływu roli społecznej, jednak nie musimy patrzeć na samych siebie i innych przez jej pryzmat. Podejmując decyzję o wakacjach, możemy dopuścić do głosu stereotyp – wówczas nie pojedziemy z partnerem na urlop, bo „to rodzice, a nie dziadkowie mają wychowywać dzieci”. Możemy też kierować się wolną wolą i odpoczywając z ukochanym na plaży, dzwonić do naszych dzieci co wieczór z pytaniem, jak minął im dzień u dziadków. Wybór należy do nas.
Kiedy zostajemy rodzicami, nieświadomie wchodzimy w określone role. Wpisane są w nie specyficzne przekonania: co to znaczy być mamą, kim jest tato, jakie jest dziecko. Przekonania te mogą przeszkadzać nam w budowaniu relacji, o jakich marzymy, gdyż w pewnym momencie rola może przesłonić nam własną tożsamość. Przestajemy widzieć w sobie mężczyznę kochającego górskie wędrówki czy kobietę, która uwielbia taniec i muzykę, ponieważ obowiązki, powinności i umowy zmieniają naszą perspektywę. Patrzymy i chcemy widzieć odpowiedzialnego, rozsądnego ojca dzieciom oraz troskliwą, skupioną na dzieciach matkę. Patrzymy, koncentrując się bardziej na tym, jak ma być, niż na tym, kim teraz naprawdę jesteśmy.
O atmosferze w rodzinie – jak pisze duński pedagog i psychoterapeuta rodzinny Jesper Juul – decydują dorośli. Relacje między dorosłymi przekładają się bezpośrednio na relacje dorosły–dziecko i relacje między samymi dziećmi. Jest to wystarczający powód, bym chciała pozostać sobą, Moniką, a nie jedynie matką swoich dzieci. Kiedy buduję relację z Michałem, a nie tylko z ojcem moich córek, wtedy dużo łatwiej jest mi widzieć jego potrzeby, nie tylko potrzeby naszej rodziny.
W role społeczne wpisane są oczekiwania, wartości, a nawet uwarunkowania prawne. Kiedy staję się matką, z dużym prawdopodobieństwem:
- wykorzystam cały urlop macierzyński,
- będę karmić dziecko piersią do 6/12/24... miesiąca życia,
- będę brać zwolnienia z pracy za każdym razem, gdy moje dziecko będzie chore,
- zaangażuję się w życie przedszkola i szkoły mojego dziecka.
Jeśli angażuję się w powyższe czynności – ponieważ takie są dzisiejsze społeczne oczekiwania wobec matek – to może być mi trudno dostrzec możliwości realizacji własnych potrzeb, które niekoniecznie spełniam w obrębie rodziny. Będzie mi trudno wyobrazić sobie powrót na pół etatu do ukochanej pracy już w połowie urlopu macierzyńskiego i to, że to dziadek zabierze gorączkujące dziecko do lekarza lub że nie podniosę ręki na zebraniu po pytaniu wychowawczyni: „Kto z Państwa może upiec ciasto na bal karnawałowy?”.
Kiedy postrzegam rzeczywistość rodzinną z perspektywy roli społecznej mamy bardziej niż z własnej, indywidualnej pozycji – ograniczam sobie wybór strategii. Nie pytam siebie, czego potrzebuję. Na pierwszy plan wysuwają się potrzeby dziecka, męża, a nawet domowego zwierzęcia. Perspektywa roli każe mi dbać wyłącznie o potrzeby innych. To oni stają się centrum mojego życia, a ich potrzeby są pierwszoplanowe.
Role społeczne zabierają nam autentyczność. Istnieje mnóstwo przekonań dotyczących tego, co oznacza „dobra mama” lub nawet ta „wystarczająca”.
Dobra mama na przykład:
- rozumie swoje dzieci,
- chroni je,
- opiekuje się nimi,
- pomaga w rozwiązywaniu konfliktów,
- godzi dzieci po kłótni,
- rozwija pasje dzieci.
Można wyliczać w nieskończoność. Tymczasem słyszę krzyki dochodzące z pokoju dziecięcego. Z poczucia obowiązku, jaki spoczywa na dobrej mamie, wkraczam tam i wysłuchuję zwaśnionych stron, przytulam, tłumaczę, mediuję... Wychodzę stamtąd dopiero, gdy dzieci wrócą do zabawy, pogodzone. Jako dobra mama, która słyszy krzyki, nie sprawdzam najpierw własnego samopoczucia, nie konfrontuję się z sobą – po prostu wkładam strój superbohaterki i lecę na ratunek. Powstrzymuję buzującą irytację, którą wyraża ulotna myśl: „W tym domu ani przez chwilę nie może być spokoju!”.
Jest mi trudno, ale porzucam zajmowanie się swoją trudnością na rzecz pozostania w roli dobrej mamy, która wspiera własne dzieci. Najpierw więc zaspokajam emocjonalne potrzeby dzieci, a dopiero potem (jeśli w ogóle) swoje własne. Pozostaje pytanie: jak dać dzieciom to, czego w danym momencie samemu się nie posiada?
Kontakt z sobą wpływa na sposób, w jaki wspieramy dzieci.
Jak mam naprawdę usłyszeć dziecko, kiedy w mojej głowie kłębią się myśli, moje ciało jest zmęczone, a na pytanie, o co mi chodzi, odpowiadam „nie wiem”?
Wróćmy do naszej hipotetycznej kłótni. Gdy wejdę do pokoju zwaśnionego rodzeństwa w stanie opisanym wyżej, może uda mi się wysłuchać, co mówią dzieci. Będę potakiwać głową, a nawet odpowiem im w sposób, który sprawi, że będą usatysfakcjonowani. Niemniej zabraknie we mnie prawdziwie otwartej przestrzeni dla tego, co się dzieje. Sama nie mam kontaktu ze swoimi uczuciami, ze swoimi potrzebami, jak zatem mam skontaktować się z uczuciami i potrzebami dzieci? Na pierwszy rzut oka wygląda, że je wspieram, tyle że jest to wsparcie zewnętrzne, czyli przejęcie odpowiedzialności za sytuację, w której znajdują się dzieci. Przeciwieństwem wsparcia zewnętrznego jest wsparcie wewnętrzne – dotykające zaistniałych wydarzeń na poziomie uczuć i potrzeb.
Wsparcie zewnętrzne to taka ingerencja, w której chcemy załagodzić zaistniałą sytuację i umożliwić dzieciom powrót do stanu sprzed konfliktu.
Aby tego dokonać, możemy posłużyć się przykładowymi strategiami:
- zaproponowanie rozwiązań,
- przywołanie obowiązujących w domu zasad i ustaleń,
- podanie analogicznych przykładów z przeszłości itp.
Decydując się na takie wsparcie, chronimy co prawda dzieci przed eskalacją konfliktu, przed intensywnością emocji, jednak odbieramy im poczucie sprawstwa. Nasze zaangażowanie w poszukiwanie rozwiązań osłabia zaangażowanie dzieci. Stają się one jedynie realizatorami sytuacji, nie zaś jej współtwórcami.
Wsparcie wewnętrzne natomiast polega na „zanurzeniu się” w uczucia i potrzeby dzieci. Nie odtwarza faktów, nie dotyczy dokładnie tego, co się wydarzyło (kto pierwszy uderzył, kto co komu zabrał itp.).
Ten rodzaj wsparcia zakłada, że:
- odwołujemy się częściej do potrzeb niż do faktów,
- bardziej zadajemy pytania, niż stwierdzamy,
- więcej słuchamy, mniej mówimy (przemawiamy).
Taki rodzaj wsparcia wymaga doświadczenia w identyfikacji własnych uczuć i potrzeb. Kiedy się na nie zdecydujemy, zostawimy naszym dzieciom miejsce na własne rozwiązania i pomysły. Tak właśnie można pracować nad zaistnieniem współodpowiedzialności, współzależności i równoważności w naszej rodzinie.
PRZEKAZ TRANSGENERACYJNY
O tym, jaka jest rodzina, w której dzisiaj żyjemy, i jakimi rodzicami jesteśmy, decydują nie tylko nasze zachowania i wybory, ale też to, skąd pochodzimy, oraz korzenie naszych rodziców i dziadków. Badania z zakresu epigenetyki dowodzą, że w naszych ciałach żyją zapisane w genach doświadczenia pokoleń wstecz. W naszych rodzinach żyją też zatem inne rodziny.
Czy wiesz, że twoje komórki znajdowały się w ciele twojej babki? Kiedy ona była w piątym miesiącu ciąży z twoją matką, wewnątrz jajnika płodu były twoje komórki. Doświadczenia babci, jej myśli, środowisko, w którym przebywała – wszystko to wpływało na jej komórki ciała, a więc w tym również na twoje. Oznacza to, że wojenne traumy, powojenne nadzieje, niedostatki PRL-u i lęki transformacji mogły wpływać drogą komórkową na to, jak dziś radzimy sobie w gospodarczo-społecznej rzeczywistości początku lat dwudziestych XXI wieku.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Doświadczenie bycia dzieckiem
Nasze dzieci uczą się poprzez codzienne doświadczenia i kontakt z rodzicami. Ów rodzaj uczenia się jest pierwotnym, naturalnym sposobem budowania samowiedzy, wiedzy o świecie, wiedzy o interakcjach. Doświadczenie interakcji rodzic–dziecko będzie dla nich podstawowym modelem rodzicielstwa w przyszłości.
Takie uczenie się jest niezależne od przekazów werbalnych. Zachodzi wielozmysłowo, tym samym trudno jest je oszukać bądź zniekształcić. To, jacy jesteśmy naprawdę – wobec siebie i wobec naszych dzieci – zostawi w pamięci młodszego pokolenia ślad na całe życie.
Nie potrafię nauczyć dziecka czegoś, czego sama nie wiem. Jest to moje przekonanie, które leży u podstaw tego, co nazywam dbaniem o siebie. Dzieci otoczone są też innymi dorosłymi i oni również wpływają na nie w określony sposób. Jednak to rodzic-opiekun od pierwszych dni kładzie w dziecku ten podstawowy fundament.
Nie nauczymy dzieci autentyczności, jeśli sami nie będziemy autentyczni. Nie nauczymy ich ufności do siebie, jeśli sami mamy z tym problem. W jaki sposób rodzic, który ukrywa uczucia i zakłada maski może aktywnie wspierać autentyczność dziecka? Jak rodzic, który widzi świat jako miejsce niebezpieczne będzie aktywnie wspierał ufność potomka? Z okazaniem żalu, smutku lub bezradności czekamy na moment, w którym dziecko uśnie lub pójdzie do szkoły, a jednocześnie zapewniamy je, że należy wyrażać emocje, bo służy to zdrowiu psychicznemu. Jedziemy na rodzinne wakacje nad morze (większość była za), a równocześnie skręcamy się w cichej, niewidocznej desperacji i goryczy, bo marzyliśmy o urlopie na odludziu, z dala od głośnych knajp i pstrokatych straganów.
Mówienie dzieciom, że ludziom warto ufać, a świat jest przyjaznym miejscem, nie wystarczy, by zbudować w nich ufność. Zwłaszcza jeśli są one świadkami sytuacji, w których przechodzimy na drugą stronę ulicy, bo z naprzeciwka zbliża się do nas grupa Romów, albo w panice zawracamy na parking, przerażeni, że ktoś z nich może ukraść nam radio.
Proces uczenia się dzieci zaczyna się w nas rodzicach. Chcemy nauczyć dziecko samoakceptacji, to pochylmy się nad tym zagadnieniem u siebie – dziecko nad wyraz dobrze widzi i słyszy narzekającą przed lustrem mamę. Chcemy nauczyć dziecko dbania o siebie, to niech zobaczy, jak odpoczywamy.
Nasze podejście do siebie i stosunek do świata stają się pierwszą i często najtrwalszą lekcją życia dla naszych dzieci.
Jak zatem uczymy się bycia rodzicami? Naukę tę zaczynamy we wczesnym dzieciństwie. Korzystamy z codziennych doświadczeń i przekazu pokoleniowego. Formy tej nauki to przede wszystkim naśladownictwo, rozróżnianie i nabywanie wiedzy.
Naśladownictwo
Przez sam fakt bycia w rodzinie i obserwację własnych rodziców nabywamy doświadczenia rodzicielskiego. Pierwszą formą uczenia się dziecka jest obserwacja zjawiska, a następnie – próba jego odtworzenia na własnych warunkach. Niekiedy dzieje się to wprost – nasza mama była gospodynią domową, zatem i my jako matki rezygnujemy z pracy zawodowej, opiekujemy się dziećmi, a odpowiedzialność finansową za rodzinę oddajemy mężczyźnie. W niedzielę gotujemy rosół, a w poniedziałek pomidorówkę na rosole. W weekendy wyjeżdżamy z dziećmi za miasto. Nasz tato był harcerzem i złotą rączką, zatem i my, jako ojcowie, samodzielnie remontujemy mieszkanie, przykręcamy półki czy organizujemy w lesie ognisko dla koleżanek i kolegów naszych dzieci.
Czasem jednak robimy dokładnie na odwrót. Kiedy odczuwamy wewnętrzną niezgodę na model rodziny, w której wzrastaliśmy, postanawiamy szybko wrócić do pracy, a dziecko wysłać do żłobka. Kiedy dziecko choruje, zwolnienia bierzemy na zmianę z partnerem, w niedzielę jadamy w restauracji, a podczas kilku weekendów w roku wnuki lądują u dziadków, w czasie gdy rodzice korzystają z wypoczynku na „dorosłym” wyjeździe.
Są to jedynie przykłady, bo i dwudaniowy obiad, i wakacje bez dzieci mogą wynikać z naszych świadomych wyborów, których dokonaliśmy po głębokiej analizie swoich osobistych potrzeb. Nie muszą być to podświadomie wdrukowane doświadczenia, jednak to one są w naszym ciele zapisane najtrwalej.
Znam ludzi, którzy zarzekają się: „Przenigdy nie będę taki jak moi rodzice!”. Kibicuję im gorąco, jednak wiem, że ci „wykorzenieni” przodkowie zawsze w jakimś fragmencie pozostaną częścią naszej świadomości. Za dużo czasu spędziliśmy w towarzystwie rodziców, by do własnej rodziny wejść z zupełnie czystą kartą.
Rozróżnianie
Bycia rodzicem uczymy się też poprzez zabieg rozróżniania tego, co w naszej rodzinie było według nas dobre, a co nie do zaakceptowania; co – jako osoby dorosłe – oceniamy w kategorii zachowań wspierających relacje, a co w kategorii zachowań utrudniających relacje.
Obserwowaniu rodziców z pozycji dziecka nie towarzyszy świadomość, że oto właśnie odbywamy pierwszą i najważniejszą lekcję dla naszego przyszłego rodzicielstwa. Pojawia się ona dopiero, kiedy nasze własne dzieci są już na świecie i znienacka przyłapujemy się na gorszącej konstatacji: „Oto kopiuję moją matkę / mojego ojca!”. Wtedy też kiełkuje w nas decyzja, że albo na pewno nie chcemy tacy być, albo to znane nam z domu zachowanie jest skuteczne i chętnie będziemy z niego korzystać. Mówimy sobie: „Tak jak moja matka dam córce swobodę w wyborze i realizacji ścieżki edukacyjnej. Tak jak moi rodzice pozwolę dzieciom na wakacje z dziadkami. Tak jak mój tato będę wraz z synem spędzał czas przed zaśnięciem na wspólnym czytaniu, przeplatanym z podsumowaniem minionego dnia”.
Dopiero jako dorośli mamy zdolność, by przyjrzeć się wzorcom wyniesionym z rodziny i poddać je własnemu osądowi. Jeśli uświadamiamy sobie, że w naszej rodzinie konflikty były niepożądane i unikane, to możemy podjąć decyzję, aby w rodzinie, którą założymy, o nieporozumieniach dyskutować otwarcie i na bieżąco.
Nabywanie wiedzy
Żyjemy w czasach powszechnego dostępu do wiedzy. Rodziców wspomagają dzisiaj nie tylko doświadczenia poprzednich pokoleń, ale też nauka: psychologia rozwojowa, neurologia czy pedagogika. Dzięki nim możemy poznać te narzędzia, które wspierają rodzinne relacje, a także te, które oddziałują na naszą wspólnotę niekorzystnie. Czytamy książki, chodzimy na szkolenia i warsztaty, korzystamy z porad specjalistów. Z ich pomocą wybieramy to, co pasuje do naszej rodziny.
Zewnętrzne nabywanie wiedzy rozpoczyna się jeszcze zanim dziecko przyjdzie na świat. Korzystamy ze szkół rodzenia, czytamy o tym, czy korzystniejsze dla rozwoju małego człowieka jest spanie w osobnym łóżeczku czy spanie wspólnie z rodzicami. Studiujemy zarówno zalety, jak i wady chusty, wózka, smoczka, śpiworka i elektronicznej niani. Regały zapełniają się kolejnymi książkami, w miarę jak dziecko robi się coraz starsze – teraz czytamy o tym, czy i jak dziecku należy mówić „nie”, jak przygotować je na przyjęcie rodzeństwa, jak poradzić sobie z jego stresem przed szkołą. Korzystamy z internetu, bibliotek, lokalnych grup wsparcia, porad pediatry i trenera umiejętności rodzicielskich. Ta ogromna bańka wiedzy dla rodziców umożliwia nam wypracowanie własnych poglądów na nasz indywidualny rodzinny fenomen. Zastępuje również obecną jeszcze kilkadziesiąt lat temu bliskość wielopokoleniowego klanu.
Warto zatem otworzyć się na poszukiwanie rozwiązań problemów rodzinnych i nie zamiatać pod dywan faktu, że trudności pojawiają się także w naszym domu. Bo przecież „nas to nie dotyczy, u nas jest wspaniale, poradzimy sobie, nasze dzieci są grzeczne i posłuszne, po co nam te dobre rady, a raczej jakieś tam wymysły przemądrzałych ekspertów?”. W pracy z rodzicami niejednokrotnie zetknęłam się z taką postawą – gdy jedno z rodziców (na ogół matka) dostrzega trudności i stara się poprawić sytuację, a drugie stawia opór przed ujawnieniem jakichkolwiek komplikacji.
Dostępne w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() Mowa o najdłuższym w historii nauk społecznych projekcie badawczym, znanym pod nazwą Harvard Study of Adult Development. Źródło: https://www.adultdevelopmentstudy.org/publications (data dostępu: 15.01.2020) (przyp. red.).Dostępne w wersji pełnej
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Jak zrozumieć się w rodzinie - audiobook

Książka o tym, jak zazwyczaj mówimy do siebie, dlaczego często jesteśmy nieskuteczni w komunikacji i co zrobić, by dogadać się w rodzinie.

Autorka jak reżyser filmowy śledzi przebieg zwykłych rodzinnych wydarzeń, które często przeradzają się w małe dramaty, kłótnie bez celu, frustracje i nerwy. Nagle woła "STOP" i analizuje, co właściwie się stało. Dzięki temu możemy przyjrzeć się własnym zachowaniom i komunikatom, odkryć faktyczne potrzeby oraz prześledzić punkty, w których rodzi się konflikt i niezrozumienie.

Książka napisana jest prostym językiem, bo komunikacja w rodzinie powinna być prosta. Zamiast udawać, oczekiwać, robić uniki - lepiej nauczyć się mówić jasno o swoich uczuciach i potrzebach. Ważne, by umieć je również dostrzegać u innych.

Monika Szczepanik - jedna z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce trenerek komunikacji w rodzinie i edukacji. W długo wyczekiwanej książce dzieli się swoim doświadczeniem, nieprzeciętną zdolnością empatii i obserwacji. Książka powinna stać się kanonem dla tych, którzy pragną dbać o relacje w rodzinie, chcą ją rozwijać i się nią cieszyć.

Spis treści

Wstęp (9)

1. Rodzinna wspólnota (13)

Kiedy zaczyna się rodzina (13)
Co stanowi o jakości rodziny(14)
- Relacje (14)
- Potrzeby (17)
Rola społeczna a rodzicielstwo (23)
Przekaz transgeneracyjny (28)
- Doświadczenie bycia dzieckiem (30)
- Naśladownictwo (32)
- Rozróżnianie (33)
- Nabywanie wiedzy (34)
Dlaczego w rodzinie bywa nam trudno (35)

2. Porozumienie w rodzinie (39)

Komunikacja w rodzinie (42)
- Rodzina - pierwszy poligon doświadczalny (42)
Język nawykowy i język osobisty (43)
- Słowa okna i słowa mury (44)
- Co jest naszym celem (46)
- Język nawykowy (48)
- "Muszę" czy "chcę" (50)
- Język nawykowy w naszej głowie (51)
- Język osobisty (53)
- Porozumienie bez Przemocy (56)
Ocena i obserwacja (57)
- Nawyk oceniania (58)
- Skąd się biorą oceny, etykiety i interpretacje (59)
Ocena i funkcjonowanie naszego mózgu (76)
Nauka obserwacji (63)

3. Uczucia i potrzeby (69)

Czym są uczucia (69)
- Dlaczego trudno nam rozmawiać o uczuciach (70)
- Czym się różnią uczucia od myśli (71)
- Uczenie się uczuć (73)
- Uczucia i funkcjonowanie naszego mózgu (76)
- Dorosła złość (82)
Czym są potrzeby (87)
- Strategie zaspokajania potrzeb (88)
- Odkrywanie potrzeb (89)
Prośba (91)
- Czy można "skutecznie" prosić (91)
- "Nie" jako "tak" dla czegoś innego (93)
- Jak formułować prośby (95)

4. Konflikty są naturalną częścią życia (99)

Dwa scenariusze w konflikcie z dziećmi - wygrana albo przegrana (100)
Trzeci scenariusz - konflikt jako informacja o potrzebach (102)
Konflikt jako szansa (104)
Przekonania na temat konfliktów, które wspierają lub utrudniają dostrzeganie w nich szansy (109)

5. "Nie" w rodzinie (115)

"Nie" - koniec czy początek dialogu (115)
Kiedy dziecko mówi "nie" (118)
Kiedy rodzic mówi "nie" (122)

6. Jak wspierać dzieci w konfliktach (131)

Mózg dziecka dopiero dojrzewa (131)
Bez kar i nagród (133)
- Dlaczego dzieci nie potrzebują kar i nagród (138)
Narzędzia wspierające dzieci w konflikcie (139)
- Mikrokręgi - jak pomóc dzieciom dogadać się ze sobą (140)
- Minimediacje - gdy konflikt dotyczy więcej niż dwojga dzieci (144)
Rodzicielstwo przez zabawę (149)
Siła ochronna (a siła karząca) (155)

7. Filary rodziny (159)

Empatia (160)
- Zacznijmy od słuchania (162)
- Ćwiczenie empatii (164)
- Dlaczego empatia jest potrzebna (166)
- Empatyczny dialog (167)
Wgląd I empatia wobec siebie (169)
Uważność (mindfulness) ( 173)
- Świadomy oddech (175)
- Skupienie uwagi na jednej rzeczy (176)
- Wyłączenie autopilota (176)
- Zauważanie myśli i uczuć (177)
Bycie obecnym (177)
Przywództwo w rodzinie (178)
- Przywództwo "z przodu" (181)
- Przywództwo "z boku" (181)
- Przywództwo "z tyłu"(182)
Proaktywność (183)
Świętowanie (184)
Wdzięczność (185)
- "Dziennik łaski" (187)

Zakończenie (189)

Załączniki (192)

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp
Jestem mamą dwóch dziewczynek – Starszej i Młodszej. Kiedy większa córka była jeszcze zupełnie mała, irytacja, frustracja i złość towarzyszyły jej na tyle często, że zaczęłam szukać ich głębszych przyczyn. Pamiętam doskonale dzień, w którym pewna dwulatka przeżywała prawie czterdziestominutową frustrację, z jej wszystkimi kolorami i odmianami. Nie mogę sobie przypomnieć, o co poszło, ale potrafię przywołać większość myśli, które pojawiały się w mojej głowie podczas tych długich minut. Pamiętam rosnącą bezsilność z każdą kolejną nieskuteczną próbą ukojenia złoszczącego się dziecka. Pamiętam malejącą z każdą minutą pisków ochotę na przytulenie bezradnej dziewczynki. Pamiętam własną złość, coraz większą. Czterdzieści minut to kawał czasu, który staje się wiecznością, gdy ktoś obok krzyczy, tupie, płacze, zamyka się w szafie, chce, żebyś podeszła bliżej lub żebyś w ogóle nie podchodziła, nie patrzyła, nic nie mówiła. Czterdzieści minut z życia dziewczynki, która nie ma pojęcia, co się z nią dzieje, i której przytrafiła się mama, która nie tylko nie wie, jak się nią zająć, ale jeszcze z każdą kolejną minutą staje się coraz bardziej bezsilna, poirytowana i zezłoszczona. No i tak to się zaczęło. Tamte czterdzieści minut sprzed dziesięciu lat zaprowadziło mnie tu, gdzie dziś jestem.
Jak mam pomóc dziecku, gdy sama potrzebuję pomocy?
Jak mam ukoić dziecko, gdy mnie samą trafia jasny szlag?
Jak mam nie wściekać się na wściekające się dziecko?
Powyższe pytania dały początek mojej rodzicielskiej przygodzie – z empatią, świadomością i autentycznością. Zrozumiałam, że zadawanie ich sprowadza się do tego najważniejszego, wręcz fundamentalnego. Zadaję je sobie, gdy jestem zmęczona, poirytowana. Zadaję je sobie, kiedy buzujące emocje usiłują przejąć nade mną kontrolę.
„O co mi chodzi?”
O co mi chodzi, gdy chcę, żeby moje dziecko przestało płakać? O co mi chodzi, gdy nie zgadzam się na trzecią bajkę? O co mi chodzi, kiedy chcę uciec gdzie pieprz rośnie albo przynajmniej zamknąć się w łazience? O co mi chodzi, do cholery?!
Rodzicielstwo nie było moim największym marzeniem, jednak stało się częścią mojego życia. A gdy już się rozsiadło na dobre, okazało się źródłem różnorodnych wyzwań, małych i dużych odkryć. Zaistniało jako pole do doświadczania i poznawania, jako miejsce rozwoju umiejętności i kompetencji w bardzo różnych obszarach, nie tylko rodzicielskich.
Nie wiem, czy nie będąc mamą, byłabym trenerką Porozumienia bez Przemocy^(). Wiem natomiast, że dzięki byciu mamą każdego dnia staję się uważniejszym przewodnikiem innych poszukujących rodziców. I tak już zostanie. Ludzie wybierający mój zawód, zawód trenera lub trenerki, nie stanowią ani grupy wybrańców, oświeconych, ani też, broń Boże, grupy modeli idealnych. Jestem rodzicem, zupełnie tak jak ty. Mam swoje mocne strony i takie, które wciąż czekają na lepsze czasy, by rozkwitnąć i np. zachwycić moje dzieci. Świętuję rodzicielskie sukcesy, opłakuję potknięcia i upadki. Cieszę się z niektórych decyzji, innych zaś żałuję. To, co zyskuję dzięki praktykowaniu Porozumienia bez Przemocy, to większa świadomość, przekonanie, że zawsze mam wybór i że zmiana też jest możliwa, zawsze.
Victor E. Frankl w swojej książce Człowiek w poszukiwaniu sensu napisał, że „pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi” (tłum. aut.). Porozumienie bez Przemocy, o którym tutaj opowiadam (nawet jeśli nie używam tej nazwy), jest o budowaniu przestrzeni w sobie i wokół siebie, przestrzeni, w której można dokonywać wolnych wyborów.
------------------------------------------------------------------------
^() Porozumienie bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC) – model komunikacji interpersonalnej opracowany przez Marshalla B. Rosenberga, w którym nabycie określonych nawyków językowych (eliminacja komunikatów ocennych) oraz obserwacyjnych i samoobserwacyjnych (orientacja na własnych i rozmówcy uczuciach oraz potrzebach) może doprowadzić do całkowitego wyeliminowania dialogu opartego na konkurencji i przemocy (przyp. red.).1
Rodzinna wspólnota
Jesteśmy gatunkiem stadnym. Od zarania dziejów żyjemy we wspólnotach. Najpierwotniejszą ze społeczności i najnaturalniejszą z nich jest rodzina. Rodzimy się wśród najbliższych i kończymy życie, otoczeni nimi. Nawet ci z nas, którzy wybrali życie w pojedynkę – pochodzą z rodziny. Każdy z nas odczuwa pewnego rodzaju rodzinną przynależność. Co dzieje się, kiedy zakładamy własną rodzinę? Jak uczymy się nowych ról i co sprawia, że nie zawsze idzie nam to łatwo?
KIEDY ZACZYNA SIĘ RODZINA
Zwyczajowo za początek rodziny, za „założenie jej” uznaje się moment, w którym w świecie pary dorosłych (w małżeństwie, partnerstwie) pojawia się dziecko, co ciekawe, nie zawsze od razu jako fizyczna obecność – w świadomości dorosłych pojawia się ono często już jako idea, wyobrażenie, marzenie. Wyjątkowość projektu rodzinnego wiąże się z długim czasem jego realizacji. Ważny jest również interdyscyplinarny charakter rodzinnego przedsięwzięcia – wymaga ono od rodziców wiedzy i nabywania doświadczeń z przeróżnych dziedzin (psychologii, medycyny, nauk ścisłych, dietetyki/żywienia). Do realizacji projektu rodzicielskiego potrzebna jest także niezwykła elastyczność – nie istnieją bowiem gotowe recepty i rozwiązania.
Budując relację z własnym dzieckiem, korzystamy, najczęściej nieświadomie, ze wspomnień i doświadczeń z własnego dzieciństwa. To, jak wspominamy i postrzegamy z perspektywy czasu nasze bycie dzieckiem, nasze relacje z rodzicami, wpływa niezwykle silnie na więź, która buduje się między nami a naszymi dziećmi.
Członkowie rodziny to wszyscy bliscy, z którymi połączeni jesteśmy więzami krwi (rodzice, rodzeństwo) lub podjętymi decyzjami (mąż, partner, teściowie). Bliscy ci mogą być już nieobecni (dla mnie to np. moja zmarła babcia) lub jeszcze nie ma ich na świecie (moje wnuki). Z każdym członkiem rodziny wiążą nas relacje bezpośrednie (mama, babcia) lub pośrednie (moja prababcia czy stryj dziadka – słyszałam o nich, widziałam fotografie, są bohaterami rodowych legend). Relacje z bliskimi nas formują, możemy z łatwością dostrzec ich wpływ na nasz rozwój.
CO STANOWI O JAKOŚCI RODZINY
To jasne, że członkowie rodziny wpływają na siebie nawzajem. Jednak nie tylko to albo więzy krwi stanowią o jakości rodziny. Co zatem ją kształtuje? Opowiem o trzech ważnych pojęciach, których w książce będę używała wielokrotnie, a które według mnie mają znaczenie fundamentalne. Są to:
- relacje,
- potrzeby i ich zaspokajanie,
- równowaga pomiędzy tym, kim jesteśmy, a naszą rolą społeczną.
Relacje
Stanowią one podstawę każdej rodziny. Zaczyna się od relacji z samym sobą, potem obejmuje ona naszego partnera lub partnerkę, dziecko. Relacje bywają indywidualne, czyli z poszczególnymi członkami wspólnoty, i zbiorowe – wiążące jednostkę z grupą, a także podgrupę z podgrupą (np. rodzice–dzieci, rodzice–dziadkowie itp.). Bez szczerych, autentycznych i wysokiej jakości relacji nie zbudujemy rodziny, która ową jakość będzie przekazywała kolejnym pokoleniom.
Relacje to codzienna praktyka miłości i bliskości.
Gdy przychodzimy na świat, pojawiamy się na nim od razu głodni bliskości. Potrzeba ta realizuje się w ramionach mamy, na jej ciepłym brzuchu po porodzie, podczas posiłku przy piersi. Do mamy szybko dołączają inni – rozpoczynają się relacje i bliskość z tatą, rodzeństwem, dziadkami, ciociami i wujkami. Coraz starsi i coraz ciekawsi świata wokół poszerzamy krąg bliskich, z którymi tworzymy więzi – dołącza do nich ukochana pani Halinka z przedszkola, ulubiona ciocia z Łodzi czy obecny w życiu rodziny wujek Michał, przyjaciel taty od czasów szkoły podstawowej. Nauczyciele, rodzice kolegów z klasy, babcia koleżanki z podwórka – to, co mówią, i to, jak zwracają się do nas, w ogromnym stopniu wpływa na nasze późniejsze doświadczanie bliskości, bezpieczeństwa i dobrostanu.
Relacje tworzone i współtworzone przez nas wpływają także na ogólne poczucie szczęścia, jak również na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Dowodzą tego szeroko zakrojone, podłużne (czyli prowadzone na przestrzeni wielu, wielu lat, a nawet pokoleń) badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda^(). Opowiada o nich na platformie TED ich kierownik Robert Waldinger. Przez 75 lat co roku zadawano tym samym 724 mężczyznom pytania dotyczące zarówno ich pracy, jak i rodziny. Po tym czasie obserwowania i analizowania odpowiedzi respondentów naukowcy zyskali pewność: tym, co najmocniej wpływa na dobrostan i poczucie szczęścia, są właśnie relacje – nie pieniądze, sława czy prestiż społeczny.
Wnioski płynące z badań podłużnych, prowadzonych na Uniwersytecie Harvarda:
- Relacje wpływają na nasz wewnętrzny dobrostan
Dzięki przywiązaniu do rodziny, przyjaciół, członków wspólnoty jesteśmy zdrowsi i żyjemy dłużej. Samotni, wyizolowani – podupadamy na zdrowiu, tracimy radość życia i szybciej umieramy.
- Jakość, nie zaś ilość relacji świadczy o ich udanym realizowaniu
Najistotniejszy wydaje się wzorzec więzi zaczerpnięty z własnej rodziny. Doświadczając miłości i akceptacji ze strony rodziców lub opiekunów, zwiększamy prawdopodobieństwo udanych relacji w przyszłości.
- Zaufanie do bliskich sprawia, że zdrowsze jest nie tylko nasze ciało, lecz także umysł
Przekonanie, że trwamy w relacji, w której będziemy w stanie pokonać pojawiające się później trudności, wpływa na witalność umysłu. Ludzie w relacjach pełnych zaufania rzadziej cierpią na zaniki pamięci i zaburzenia poznawcze związane ze starzeniem się.
Odkrycia zespołu Waldingera nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. To wręcz rodzaj wiedzy zdroworozsądkowej, którą nabywamy w procesie stawania się dojrzałymi ludźmi. Mimo to budowanie relacji nadal bywa dla nas wyzwaniem.
Potrzeby
Potrzeby – to kolejne istotne pojęcie, bez znajomości którego trudno mówić o świadomym porozumieniu międzyludzkim i rodzinnym. Warunkiem wejścia w relację z drugą osobą jest dostrzeżenie tego, czego sami potrzebujemy, a potrzeby te mają bardzo szerokie spektrum, począwszy od potrzeb fizjologicznych (głód, sen), poprzez emocjonalne i duchowe (bliskość, pomoc, zaufanie, bycie ważnym, słyszanym), aż do pojęć mocno abstrakcyjnych, takich jak potrzeba zmiany czy potrzeba piękna. Życie w rodzinie, w bliskości sprzyja nauce dostrzegania własnych i cudzych potrzeb. Dzięki obserwacji tego, w jaki sposób rodzice zaspokajają swoje potrzeby, dzieci uczą się rozpoznawania i zaspokajania własnych. Rodzic również zaspokaja pierwsze potrzeby dziecka, gdy nie jest ono jeszcze w stanie zająć się nimi samodzielnie.
Pierwszymi, podstawowymi potrzebami emocjonalnymi małego człowieka są bezpieczeństwo i przynależność. Bezpieczeństwo oznacza możliwość bycia bezwarunkowo zaakceptowanym, przynależność zaś – możliwość stania się częścią czegoś większego. Poczucie elementarnego bezpieczeństwa w relacji z opiekunem sprawia, że bez większych trudności dziecko będzie w stanie budować je także na zewnątrz rodziny w dorosłym życiu.
Rodzina to środowisko, w którym dzięki zaspokojeniu ważnych dla nas potrzeb doświadczamy dobrostanu, a w konsekwencji – rozwoju. Dobrostan wpływa pozytywnie na rozwój, na inicjatywę, aktywność wewnątrz, jak i na zewnątrz. Zatem nie tylko rodzina staje się przestrzenią zaspokajania określonych potrzeb, ale samo bycie w rodzinie stanowi strategię ich zaspokajania.
Strategią nazywamy takie działanie, bądź brak działania, które służy zaspokojeniu potrzeby. By skutecznie komunikować się wewnątrz naszej rodzinnej struktury, musimy uświadomić sobie, czego potrzebujemy i czego szukamy.
Są potrzeby, na które odpowiedź nie znajduje się bezpośrednio w rodzinie. Potrzebę kreatywności lub twórczego rozwoju powinniśmy zaspokajać na zewnątrz. Wybieramy jednak świadomie takie strategie ich zaspokajania, żeby nie wpływały one negatywnie na rodzinę – nasz punkt odniesienia. Czyli: uzdolniona twórczo mama chodzi na lekcje malarstwa we wtorki po południu (potrzeba kreatywności i strategia jej zaspokojenia), ojciec zaś w tym czasie opiekuje się dziećmi (ojciec – potrzeba bycia ważnym i niezbędnym, dzieci – potrzeba bycia zaopiekowanym).
Gdy funkcjonujemy w rodzinie, wybieramy rzeczy, które służą nam samym, jednak pod warunkiem, że nie są one wymierzone bezpośrednio przeciwko potrzebom innych członków rodziny. Podejmując ważne dla własnego „ja” i własnej tożsamości decyzje, uwzględniamy potrzeby naszej rodziny i to, jakie konsekwencje tej decyzji poniosą mąż, dzieci czy nawet dziadkowie. Warto pamiętać, że współtworząc rodzinę, zawsze pozostajemy wolnymi ludźmi, ale prędzej czy później konsekwencje (np. wynikłe z decyzji o powrocie na studia jednego z opiekunów) dotkną wszystkich jej członków (partner lub partnerka, zobligowani teraz do większej partycypacji w opiece; dzieci, które mogą odczuwać odrzucenie i ciężko je przeżywać). By zbudować porozumienie oparte na zaufaniu i bezpieczeństwie, respektujemy w taki sam sposób potrzeby wszystkich członków wspólnoty rodzinnej. Pozwala to na budowanie równoważnego znaczenia każdej osoby w rodzinie.
Tak naprawdę potrzeby jednego człowieka niewiele różnią się od potrzeb drugiego. Jak to możliwe, skoro mamy wszyscy przeróżne pragnienia, marzenia i plany? Być może potrzeby są bardzo podobne, jednak znacząco różnią się w obrębie strategii ich zaspokajania. Równorzędność potrzeb to nic innego jak uznanie tego faktu. Nie oznacza całkowitej równości między rodzicami a dziećmi. Z uwagi na możliwości psychofizyczne, etap rozwojowy i zasoby poznawcze nie możemy przyjąć, że dzieci dysponują tymi samymi narzędziami co zdrowy dorosły. Jednak potrzeby dzieci muszą być w rodzinie słyszane. Muszą być równorzędne.
Gdy dzieci traktuje się w rodzinie w sposób równorzędny, do lamusa odchodzi znienawidzone przez pokolenia powiedzenie „dzieci i ryby głosu nie mają”. Nie istnieje przekonanie: „Będziesz decydować o kolorze ścian, gdy zamieszkasz we własnych domu”. Rodzice dostrzegający równorzędność potrzeb dzieci będą uwzględniali w sposób poważny i rzeczowy te z nich, które odnoszą się bezpośrednio do życia najmłodszych. Kolor ścian w pokoju, miejsce wyjazdu na wakacje, to, czy w oknie pokoju dziecięcego zawisną firanki – rodzic dostrzegający równorzędność wysłucha potrzeb dziecka, podejmie dialog i w rezultacie opracuje strategię, która będzie miała wpływ na zaspokojenie potrzeb zarówno młodego, jak i starszego członka rodziny.
Rodzic świadomy równorzędności dziecka będzie przewodnikiem i dysponentem zasobów (np. finansowych), jednak z prawdziwym zainteresowaniem wysłucha pomysłu młodego człowieka na wakacje czy kolor firanek i ścian w jego pokoju.
Zadaniem rodzica, który zwraca uwagę na równorzędność dziecka, jest też wsparcie go w ewentualnej porażce w zaspokajaniu potrzeb. W bezpiecznej relacji takie wsparcie przychodzi naturalnie i stanowi dla młodego człowieka oswojoną przestrzeń, w której może popełniać błędy i mierzyć się z ich konsekwencjami.
Jak wytłumaczyć współzależność? Nasze istnienie i nasze bycie – sam ten fakt wpływa na członków rodziny. Nawet jeśli nie angażujemy się i nie podejmujemy decyzji, to nasza obecność, świadomość tej obecności zmienia ich odbieranie świata. To relacja dwustronna, gdyż tak samo nasze dzieci wpływają na nas – poprzez ich istnienie, osobowość, specyfikę, wreszcie zachowanie i reakcje.
Jest też inny aspekt współzależności, równie ważny dla rozwoju, a więc przemiany dziecka w młodego człowieka i potem – w osobę dorosłą. Ów aspekt to świadomość, że istnieją potrzeby, które możemy zaspokoić samodzielnie, np. potrzeba snu, rozwoju czy spontaniczności, oraz takie, które zaspokoić można we wspólnocie, np. potrzeba przynależności, czułości, współpracy.
Kiedy w rodzinie pojawiają się dzieci, z jednej strony możemy obserwować ich niemal całkowitą zależność od naszej opieki, dbałości, zaangażowania. Jako rodzice zaspokajamy ich wszystkie potrzeby niemal w stu procentach. Z drugiej strony, od samego początku istnieje też drugi kanał zależności – skierowany od dziecka do rodziców. Potomstwo płacze, śpi, uśmiecha się, wodzi wzrokiem, a kilka miesięcy później zaczyna gaworzyć i samodzielnie się poruszać. Uczymy się czytać dziecko w zmiennych, dynamicznych warunkach jego rozwijającej się komunikacji i ma to przemożny wpływ na naszą percepcję rzeczywistości. Można powiedzieć, że rodzimy się jako istoty współzależne.
W moich rozmowach z rodzicami dosyć często pojawia się stwierdzenie: „Jako rodzice mamy niemal stuprocentowy wpływ na nasze dzieci”. Rzadko jednak słyszę refleksję odwrotną – że to dzieci wpływają na nas, rodziców. Najczęściej takie opinie są wygłaszane przy okazji rozmaitych trudności z zachowaniem dziecka, które wywołują nieprzyjemne emocje rodzica. Ale jaki wpływ ma na nas śpiące niczym aniołek niemowlę? Choćby taki, że korzystając z jego drzemki, możemy sami odpocząć, ugotować zupę, poczytać książkę. Łapiemy oddech, stajemy się bardziej zrelaksowani. Warto dostrzec w tym współzależność.
Kiedy rodzic podchodzi do płaczącego brzdąca, bierze go na ręce, zaczyna kołysać i maluch uspokaja się, jest to bardzo widoczna forma współzależności. To w takich momentach pojawia się myśl: „Jaki on ode mnie zależny”. Podobna myśl może zaistnieć, gdy z jakiegoś powodu rodzic nie podchodzi do dziecka i ono nie przestaje płakać. Zarówno ta sytuacja, jak i sama myśl budzą w nas różne emocje i tym samym wpływają na nasze wybory. Codzienność co krok pokazuje nam, jak jesteśmy z sobą powiązani, jacy jesteśmy współzależni.
Współodpowiedzialność jest zdolnością widzenia tego, że nasze wybory mają wpływ na drugiego człowieka. Jesteśmy w pełni odpowiedzialni za własne uczucia, potrzeby i zachcianki, jednak sposoby wyrażania tych uczuć lub strategie realizacji potrzeb działają bezpośrednio na partnera, dziecko i każdą bliską osobę w naszym otoczeniu. Współodpowiedzialność oznacza uwzględnienie potrzeb i uczuć bliskich, wówczas gdy wybieramy strategię realizacji naszych osobistych potrzeb. Współodpowiedzialność pojawia się tam, gdzie pojawia się wola bycia w kontakcie z drugim człowiekiem.
Jeśli wyobrazimy sobie relację jako tlące się palenisko, to każdy z członków rodziny dokłada do tego paleniska kolejne bierwiono. Małe dziecko dokłada do wspólnoty swoją spontaniczność, radość i lekkość. Tym samym staje się współodpowiedzialne za relację, której jest integralną częścią. Dzieje się to na poziomie wręcz nieuświadomionym, kiedy robimy rzeczy, które wydają się naturalne, niejako przypisane naszej roli w rodzinie. Dziecko zaczyna zabawę w swoim pokoju, następnie przenosi bazę do salonu, tam gdzie urzęduje reszta domowników – tym samym wnosi do pomieszczenia rozbawienie i lekkość, staje się współodpowiedzialne za to, jak potoczy się reszta popołudnia. Mama, która biega maratony, czy tato, miłośnik górskich wędrówek – oboje wpływają swoimi wyborami na to, w jaki sposób rodzina spędza wolny czas, czym się interesuje, o czym rozmawia, jakich decyzji dokonują wspólnie jej członkowie.
Decyduję się na pracę w weekend i słyszę od dzieci, że chciałyby, bym mniej pracowała, a więcej czasu spędzała z nimi na zabawie, od męża zaś – bym dbała o równowagę między pracą a odpoczynkiem. Próbuję skontaktować się z moimi potrzebami stojącymi za decyzją o pracy. Pracuję nawet w weekendy, bo czuję, że praca trenerska przyczynia się do zmiany, pozwala mi na dzielenie się umiejętnościami, wreszcie – daje poczucie bezpieczeństwa finansowego.
Przyglądam się też potrzebom rodziny w tej sytuacji – dzieci potrzebują mojej bliskości, mąż chciałby zrobić coś wspólnie. Wszyscy łakną kontaktu ze mną, potrzebują mojej troski, uwzględnienia ich, zobaczenia. Kiedy poznam potrzeby – zarówno moje, jak i mojej rodziny – będziemy mieć szansę na dialog. Poszukamy rozwiązań, spotkamy się w połowie drogi. Czasem zaspokojenie potrzeb wszystkich członków wspólnoty w tym samym czasie nie jest możliwe, jednak dialog otwiera nas na szukanie rozwiązań w przyszłości.
Dlaczego w naszym rozwoju tak ważna jest wolność? Na warsztatach zdarza mi się słyszeć z ust rodziców: „Nie możemy wyjechać na weekend, ponieważ mamy dwójkę małych dzieci”. Mąż mówi: „Nie mogę zostać dłużej w pracy, bo żona będzie niezadowolona”. Żona zaś: „Nie pójdę z przyjaciółmi do kina, bo mój mąż za nimi nie przepada”.
Kiedy czujemy jakieś ograniczenie, najczęściej szukamy winnych tej sytuacji. Nasza frustracja bywa gwałtowna, intensywna – nieprzyjemne uczucia domagają się szybkich rozwiązań. Znajdują ujście w obwinianiu. Czujemy, że nasza wolność jest ograniczana, i szukamy winnego – tego, który uniemożliwia nam realizację tych potrzeb.
Uczestników moich warsztatów zachęcam do pozostania przy swoich potrzebach, przyjrzenia się im i poszukania – razem z partnerem/partnerką – takich strategii, które uwzględnią potrzeby zarówno ich, jak i pozostałych członków wspólnoty. Już samo wzięcie pod uwagę tych potrzeb jest ważne, gdyż daje nam możliwość wyrażenia siebie.
ROLA SPOŁECZNA A RODZICIELSTWO
Żyjemy w świecie, w którym określone role społeczne wyznaczają nasze zachowania, decyzje i przestrzeń, w której przebywamy. W polskich rodzinach wciąż zbyt wiele jest Matek Polek i Surowych Ojców – nieszczęśliwych więźniów określonej roli, za mało zaś wolnych, świadomych ludzi. Nie jesteśmy w stanie całkowicie uciec od wpływu roli społecznej, jednak nie musimy patrzeć na samych siebie i innych przez jej pryzmat. Podejmując decyzję o wakacjach, możemy dopuścić do głosu stereotyp – wówczas nie pojedziemy z partnerem na urlop, bo „to rodzice, a nie dziadkowie mają wychowywać dzieci”. Możemy też kierować się wolną wolą i odpoczywając z ukochanym na plaży, dzwonić do naszych dzieci co wieczór z pytaniem, jak minął im dzień u dziadków. Wybór należy do nas.
Kiedy zostajemy rodzicami, nieświadomie wchodzimy w określone role. Wpisane są w nie specyficzne przekonania: co to znaczy być mamą, kim jest tato, jakie jest dziecko. Przekonania te mogą przeszkadzać nam w budowaniu relacji, o jakich marzymy, gdyż w pewnym momencie rola może przesłonić nam własną tożsamość. Przestajemy widzieć w sobie mężczyznę kochającego górskie wędrówki czy kobietę, która uwielbia taniec i muzykę, ponieważ obowiązki, powinności i umowy zmieniają naszą perspektywę. Patrzymy i chcemy widzieć odpowiedzialnego, rozsądnego ojca dzieciom oraz troskliwą, skupioną na dzieciach matkę. Patrzymy, koncentrując się bardziej na tym, jak ma być, niż na tym, kim teraz naprawdę jesteśmy.
O atmosferze w rodzinie – jak pisze duński pedagog i psychoterapeuta rodzinny Jesper Juul – decydują dorośli. Relacje między dorosłymi przekładają się bezpośrednio na relacje dorosły–dziecko i relacje między samymi dziećmi. Jest to wystarczający powód, bym chciała pozostać sobą, Moniką, a nie jedynie matką swoich dzieci. Kiedy buduję relację z Michałem, a nie tylko z ojcem moich córek, wtedy dużo łatwiej jest mi widzieć jego potrzeby, nie tylko potrzeby naszej rodziny.
W role społeczne wpisane są oczekiwania, wartości, a nawet uwarunkowania prawne. Kiedy staję się matką, z dużym prawdopodobieństwem:
- wykorzystam cały urlop macierzyński,
- będę karmić dziecko piersią do 6/12/24... miesiąca życia,
- będę brać zwolnienia z pracy za każdym razem, gdy moje dziecko będzie chore,
- zaangażuję się w życie przedszkola i szkoły mojego dziecka.
Jeśli angażuję się w powyższe czynności – ponieważ takie są dzisiejsze społeczne oczekiwania wobec matek – to może być mi trudno dostrzec możliwości realizacji własnych potrzeb, które niekoniecznie spełniam w obrębie rodziny. Będzie mi trudno wyobrazić sobie powrót na pół etatu do ukochanej pracy już w połowie urlopu macierzyńskiego i to, że to dziadek zabierze gorączkujące dziecko do lekarza lub że nie podniosę ręki na zebraniu po pytaniu wychowawczyni: „Kto z Państwa może upiec ciasto na bal karnawałowy?”.
Kiedy postrzegam rzeczywistość rodzinną z perspektywy roli społecznej mamy bardziej niż z własnej, indywidualnej pozycji – ograniczam sobie wybór strategii. Nie pytam siebie, czego potrzebuję. Na pierwszy plan wysuwają się potrzeby dziecka, męża, a nawet domowego zwierzęcia. Perspektywa roli każe mi dbać wyłącznie o potrzeby innych. To oni stają się centrum mojego życia, a ich potrzeby są pierwszoplanowe.
Role społeczne zabierają nam autentyczność. Istnieje mnóstwo przekonań dotyczących tego, co oznacza „dobra mama” lub nawet ta „wystarczająca”.
Dobra mama na przykład:
- rozumie swoje dzieci,
- chroni je,
- opiekuje się nimi,
- pomaga w rozwiązywaniu konfliktów,
- godzi dzieci po kłótni,
- rozwija pasje dzieci.
Można wyliczać w nieskończoność. Tymczasem słyszę krzyki dochodzące z pokoju dziecięcego. Z poczucia obowiązku, jaki spoczywa na dobrej mamie, wkraczam tam i wysłuchuję zwaśnionych stron, przytulam, tłumaczę, mediuję... Wychodzę stamtąd dopiero, gdy dzieci wrócą do zabawy, pogodzone. Jako dobra mama, która słyszy krzyki, nie sprawdzam najpierw własnego samopoczucia, nie konfrontuję się z sobą – po prostu wkładam strój superbohaterki i lecę na ratunek. Powstrzymuję buzującą irytację, którą wyraża ulotna myśl: „W tym domu ani przez chwilę nie może być spokoju!”.
Jest mi trudno, ale porzucam zajmowanie się swoją trudnością na rzecz pozostania w roli dobrej mamy, która wspiera własne dzieci. Najpierw więc zaspokajam emocjonalne potrzeby dzieci, a dopiero potem (jeśli w ogóle) swoje własne. Pozostaje pytanie: jak dać dzieciom to, czego w danym momencie samemu się nie posiada?
Kontakt z sobą wpływa na sposób, w jaki wspieramy dzieci.
Jak mam naprawdę usłyszeć dziecko, kiedy w mojej głowie kłębią się myśli, moje ciało jest zmęczone, a na pytanie, o co mi chodzi, odpowiadam „nie wiem”?
Wróćmy do naszej hipotetycznej kłótni. Gdy wejdę do pokoju zwaśnionego rodzeństwa w stanie opisanym wyżej, może uda mi się wysłuchać, co mówią dzieci. Będę potakiwać głową, a nawet odpowiem im w sposób, który sprawi, że będą usatysfakcjonowani. Niemniej zabraknie we mnie prawdziwie otwartej przestrzeni dla tego, co się dzieje. Sama nie mam kontaktu ze swoimi uczuciami, ze swoimi potrzebami, jak zatem mam skontaktować się z uczuciami i potrzebami dzieci? Na pierwszy rzut oka wygląda, że je wspieram, tyle że jest to wsparcie zewnętrzne, czyli przejęcie odpowiedzialności za sytuację, w której znajdują się dzieci. Przeciwieństwem wsparcia zewnętrznego jest wsparcie wewnętrzne – dotykające zaistniałych wydarzeń na poziomie uczuć i potrzeb.
Wsparcie zewnętrzne to taka ingerencja, w której chcemy załagodzić zaistniałą sytuację i umożliwić dzieciom powrót do stanu sprzed konfliktu.
Aby tego dokonać, możemy posłużyć się przykładowymi strategiami:
- zaproponowanie rozwiązań,
- przywołanie obowiązujących w domu zasad i ustaleń,
- podanie analogicznych przykładów z przeszłości itp.
Decydując się na takie wsparcie, chronimy co prawda dzieci przed eskalacją konfliktu, przed intensywnością emocji, jednak odbieramy im poczucie sprawstwa. Nasze zaangażowanie w poszukiwanie rozwiązań osłabia zaangażowanie dzieci. Stają się one jedynie realizatorami sytuacji, nie zaś jej współtwórcami.
Wsparcie wewnętrzne natomiast polega na „zanurzeniu się” w uczucia i potrzeby dzieci. Nie odtwarza faktów, nie dotyczy dokładnie tego, co się wydarzyło (kto pierwszy uderzył, kto co komu zabrał itp.).
Ten rodzaj wsparcia zakłada, że:
- odwołujemy się częściej do potrzeb niż do faktów,
- bardziej zadajemy pytania, niż stwierdzamy,
- więcej słuchamy, mniej mówimy (przemawiamy).
Taki rodzaj wsparcia wymaga doświadczenia w identyfikacji własnych uczuć i potrzeb. Kiedy się na nie zdecydujemy, zostawimy naszym dzieciom miejsce na własne rozwiązania i pomysły. Tak właśnie można pracować nad zaistnieniem współodpowiedzialności, współzależności i równoważności w naszej rodzinie.
PRZEKAZ TRANSGENERACYJNY
O tym, jaka jest rodzina, w której dzisiaj żyjemy, i jakimi rodzicami jesteśmy, decydują nie tylko nasze zachowania i wybory, ale też to, skąd pochodzimy, oraz korzenie naszych rodziców i dziadków. Badania z zakresu epigenetyki dowodzą, że w naszych ciałach żyją zapisane w genach doświadczenia pokoleń wstecz. W naszych rodzinach żyją też zatem inne rodziny.
Czy wiesz, że twoje komórki znajdowały się w ciele twojej babki? Kiedy ona była w piątym miesiącu ciąży z twoją matką, wewnątrz jajnika płodu były twoje komórki. Doświadczenia babci, jej myśli, środowisko, w którym przebywała – wszystko to wpływało na jej komórki ciała, a więc w tym również na twoje. Oznacza to, że wojenne traumy, powojenne nadzieje, niedostatki PRL-u i lęki transformacji mogły wpływać drogą komórkową na to, jak dziś radzimy sobie w gospodarczo-społecznej rzeczywistości początku lat dwudziestych XXI wieku.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Doświadczenie bycia dzieckiem
Nasze dzieci uczą się poprzez codzienne doświadczenia i kontakt z rodzicami. Ów rodzaj uczenia się jest pierwotnym, naturalnym sposobem budowania samowiedzy, wiedzy o świecie, wiedzy o interakcjach. Doświadczenie interakcji rodzic–dziecko będzie dla nich podstawowym modelem rodzicielstwa w przyszłości.
Takie uczenie się jest niezależne od przekazów werbalnych. Zachodzi wielozmysłowo, tym samym trudno jest je oszukać bądź zniekształcić. To, jacy jesteśmy naprawdę – wobec siebie i wobec naszych dzieci – zostawi w pamięci młodszego pokolenia ślad na całe życie.
Nie potrafię nauczyć dziecka czegoś, czego sama nie wiem. Jest to moje przekonanie, które leży u podstaw tego, co nazywam dbaniem o siebie. Dzieci otoczone są też innymi dorosłymi i oni również wpływają na nie w określony sposób. Jednak to rodzic-opiekun od pierwszych dni kładzie w dziecku ten podstawowy fundament.
Nie nauczymy dzieci autentyczności, jeśli sami nie będziemy autentyczni. Nie nauczymy ich ufności do siebie, jeśli sami mamy z tym problem. W jaki sposób rodzic, który ukrywa uczucia i zakłada maski może aktywnie wspierać autentyczność dziecka? Jak rodzic, który widzi świat jako miejsce niebezpieczne będzie aktywnie wspierał ufność potomka? Z okazaniem żalu, smutku lub bezradności czekamy na moment, w którym dziecko uśnie lub pójdzie do szkoły, a jednocześnie zapewniamy je, że należy wyrażać emocje, bo służy to zdrowiu psychicznemu. Jedziemy na rodzinne wakacje nad morze (większość była za), a równocześnie skręcamy się w cichej, niewidocznej desperacji i goryczy, bo marzyliśmy o urlopie na odludziu, z dala od głośnych knajp i pstrokatych straganów.
Mówienie dzieciom, że ludziom warto ufać, a świat jest przyjaznym miejscem, nie wystarczy, by zbudować w nich ufność. Zwłaszcza jeśli są one świadkami sytuacji, w których przechodzimy na drugą stronę ulicy, bo z naprzeciwka zbliża się do nas grupa Romów, albo w panice zawracamy na parking, przerażeni, że ktoś z nich może ukraść nam radio.
Proces uczenia się dzieci zaczyna się w nas rodzicach. Chcemy nauczyć dziecko samoakceptacji, to pochylmy się nad tym zagadnieniem u siebie – dziecko nad wyraz dobrze widzi i słyszy narzekającą przed lustrem mamę. Chcemy nauczyć dziecko dbania o siebie, to niech zobaczy, jak odpoczywamy.
Nasze podejście do siebie i stosunek do świata stają się pierwszą i często najtrwalszą lekcją życia dla naszych dzieci.
Jak zatem uczymy się bycia rodzicami? Naukę tę zaczynamy we wczesnym dzieciństwie. Korzystamy z codziennych doświadczeń i przekazu pokoleniowego. Formy tej nauki to przede wszystkim naśladownictwo, rozróżnianie i nabywanie wiedzy.
Naśladownictwo
Przez sam fakt bycia w rodzinie i obserwację własnych rodziców nabywamy doświadczenia rodzicielskiego. Pierwszą formą uczenia się dziecka jest obserwacja zjawiska, a następnie – próba jego odtworzenia na własnych warunkach. Niekiedy dzieje się to wprost – nasza mama była gospodynią domową, zatem i my jako matki rezygnujemy z pracy zawodowej, opiekujemy się dziećmi, a odpowiedzialność finansową za rodzinę oddajemy mężczyźnie. W niedzielę gotujemy rosół, a w poniedziałek pomidorówkę na rosole. W weekendy wyjeżdżamy z dziećmi za miasto. Nasz tato był harcerzem i złotą rączką, zatem i my, jako ojcowie, samodzielnie remontujemy mieszkanie, przykręcamy półki czy organizujemy w lesie ognisko dla koleżanek i kolegów naszych dzieci.
Czasem jednak robimy dokładnie na odwrót. Kiedy odczuwamy wewnętrzną niezgodę na model rodziny, w której wzrastaliśmy, postanawiamy szybko wrócić do pracy, a dziecko wysłać do żłobka. Kiedy dziecko choruje, zwolnienia bierzemy na zmianę z partnerem, w niedzielę jadamy w restauracji, a podczas kilku weekendów w roku wnuki lądują u dziadków, w czasie gdy rodzice korzystają z wypoczynku na „dorosłym” wyjeździe.
Są to jedynie przykłady, bo i dwudaniowy obiad, i wakacje bez dzieci mogą wynikać z naszych świadomych wyborów, których dokonaliśmy po głębokiej analizie swoich osobistych potrzeb. Nie muszą być to podświadomie wdrukowane doświadczenia, jednak to one są w naszym ciele zapisane najtrwalej.
Znam ludzi, którzy zarzekają się: „Przenigdy nie będę taki jak moi rodzice!”. Kibicuję im gorąco, jednak wiem, że ci „wykorzenieni” przodkowie zawsze w jakimś fragmencie pozostaną częścią naszej świadomości. Za dużo czasu spędziliśmy w towarzystwie rodziców, by do własnej rodziny wejść z zupełnie czystą kartą.
Rozróżnianie
Bycia rodzicem uczymy się też poprzez zabieg rozróżniania tego, co w naszej rodzinie było według nas dobre, a co nie do zaakceptowania; co – jako osoby dorosłe – oceniamy w kategorii zachowań wspierających relacje, a co w kategorii zachowań utrudniających relacje.
Obserwowaniu rodziców z pozycji dziecka nie towarzyszy świadomość, że oto właśnie odbywamy pierwszą i najważniejszą lekcję dla naszego przyszłego rodzicielstwa. Pojawia się ona dopiero, kiedy nasze własne dzieci są już na świecie i znienacka przyłapujemy się na gorszącej konstatacji: „Oto kopiuję moją matkę / mojego ojca!”. Wtedy też kiełkuje w nas decyzja, że albo na pewno nie chcemy tacy być, albo to znane nam z domu zachowanie jest skuteczne i chętnie będziemy z niego korzystać. Mówimy sobie: „Tak jak moja matka dam córce swobodę w wyborze i realizacji ścieżki edukacyjnej. Tak jak moi rodzice pozwolę dzieciom na wakacje z dziadkami. Tak jak mój tato będę wraz z synem spędzał czas przed zaśnięciem na wspólnym czytaniu, przeplatanym z podsumowaniem minionego dnia”.
Dopiero jako dorośli mamy zdolność, by przyjrzeć się wzorcom wyniesionym z rodziny i poddać je własnemu osądowi. Jeśli uświadamiamy sobie, że w naszej rodzinie konflikty były niepożądane i unikane, to możemy podjąć decyzję, aby w rodzinie, którą założymy, o nieporozumieniach dyskutować otwarcie i na bieżąco.
Nabywanie wiedzy
Żyjemy w czasach powszechnego dostępu do wiedzy. Rodziców wspomagają dzisiaj nie tylko doświadczenia poprzednich pokoleń, ale też nauka: psychologia rozwojowa, neurologia czy pedagogika. Dzięki nim możemy poznać te narzędzia, które wspierają rodzinne relacje, a także te, które oddziałują na naszą wspólnotę niekorzystnie. Czytamy książki, chodzimy na szkolenia i warsztaty, korzystamy z porad specjalistów. Z ich pomocą wybieramy to, co pasuje do naszej rodziny.
Zewnętrzne nabywanie wiedzy rozpoczyna się jeszcze zanim dziecko przyjdzie na świat. Korzystamy ze szkół rodzenia, czytamy o tym, czy korzystniejsze dla rozwoju małego człowieka jest spanie w osobnym łóżeczku czy spanie wspólnie z rodzicami. Studiujemy zarówno zalety, jak i wady chusty, wózka, smoczka, śpiworka i elektronicznej niani. Regały zapełniają się kolejnymi książkami, w miarę jak dziecko robi się coraz starsze – teraz czytamy o tym, czy i jak dziecku należy mówić „nie”, jak przygotować je na przyjęcie rodzeństwa, jak poradzić sobie z jego stresem przed szkołą. Korzystamy z internetu, bibliotek, lokalnych grup wsparcia, porad pediatry i trenera umiejętności rodzicielskich. Ta ogromna bańka wiedzy dla rodziców umożliwia nam wypracowanie własnych poglądów na nasz indywidualny rodzinny fenomen. Zastępuje również obecną jeszcze kilkadziesiąt lat temu bliskość wielopokoleniowego klanu.
Warto zatem otworzyć się na poszukiwanie rozwiązań problemów rodzinnych i nie zamiatać pod dywan faktu, że trudności pojawiają się także w naszym domu. Bo przecież „nas to nie dotyczy, u nas jest wspaniale, poradzimy sobie, nasze dzieci są grzeczne i posłuszne, po co nam te dobre rady, a raczej jakieś tam wymysły przemądrzałych ekspertów?”. W pracy z rodzicami niejednokrotnie zetknęłam się z taką postawą – gdy jedno z rodziców (na ogół matka) dostrzega trudności i stara się poprawić sytuację, a drugie stawia opór przed ujawnieniem jakichkolwiek komplikacji.
Dostępne w wersji pełnej
------------------------------------------------------------------------
^() Mowa o najdłuższym w historii nauk społecznych projekcie badawczym, znanym pod nazwą Harvard Study of Adult Development. Źródło: https://www.adultdevelopmentstudy.org/publications (data dostępu: 15.01.2020) (przyp. red.).Dostępne w wersji pełnej
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Noszenie dzieci

Przekrojowy poradnik odpowiedni dla tych rodziców, którzy zastanawiają się nad noszeniem, już noszą i chcieliby poszerzyć swoje umiejętności oraz tych, którzy — jak autorka — widzą w noszeniu głęboki, ogólnoludzki sens.

Napisana przez specjalistkę i wieloletnią trenerkę chustonoszenia - Martę Szperlich-Kosmalę, we współpracy z NATULI dzieci są ważne odpowiada na pytania, które codziennie zadają sobie rodzice małych dzieci:

  • dlaczego moje dziecko płacze?
  • dlaczego potrzebuje być stale przy mnie?
  • dlaczego nie chce samo leżeć w łóżeczku?
  • dlaczego samo nie zasypia?
  • jak zorganizować codzienne funkcjonowanie z małym dzieckiem?

Jakie daje rozwiązanie?

Odpowiedź, jaką dostarcza książka, jest prosta — dziecko chce być noszone!

Noszone dzieci płaczą mniej - tą prostą prawdę podpowiada nam nasza intuicja, potwierdzają ją także badania naukowe. Kiedy nasze dziecko płacze, bierzemy je na ręce. Dziecko chce być noszone, bo noszenie to bliskość. A bliskość to warunek przetrwania, zdrowia i rozwoju. Potrzebę bliskości posiadają dzieci urodzone teraz, miały ją również dzieci urodzone tysiące lat temu, a nawet wcześniej.

Noszenie to pierwotny i naturalny sposób opieki nad dzieckiem.

Z książki dowiesz się przede wszystkim rzeczy praktycznych:

  • Jak i kiedy rozpocząć chustonoszenie?
  • Jak wybrać odpowiednią chustę czy nosidło?
  • W jaki sposób korzystać z chusty lub nosidła?
  • W jaki sposób noszenie pomaga w codziennym życiu i “uwalnia ręce”?

Dowiesz się również, że:

  • ojcowie też lubią nosić dzieci,
  • historia noszenia sięga tysięcy lat i dlaczego wynalazek wózka sprawił, że o niej zapomnieliśmy,
  • Noszenie dzieci wpływa na ich rozwój fizyczny, emocjonalny i społeczny,
  • noszenie buduje więź i dlaczego jest to takie ważne,
  • noszenie uszczęśliwia. Dzieci i rodziców!

Autorka:
Marta Szperlich-Kosmala — doradczyni noszenia dzieci polskiej Akademii Noszenia Dzieci i niemieckiej Trageschule. Propaguje noszenie jako sposób pielęgnacji niemowląt oraz rodzicielstwo oparte na wiedzy antropologicznej.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku

Noszenie dzieci

Przekrojowy poradnik odpowiedni dla tych rodziców, którzy zastanawiają się nad noszeniem, już noszą i chcieliby poszerzyć swoje umiejętności oraz tych, którzy — jak autorka — widzą w noszeniu głęboki, ogólnoludzki sens.

Napisana przez specjalistkę i wieloletnią trenerkę chustonoszenia - Martę Szperlich-Kosmalę, we współpracy z NATULI dzieci są ważne odpowiada na pytania, które codziennie zadają sobie rodzice małych dzieci:

  • dlaczego moje dziecko płacze?
  • dlaczego potrzebuje być stale przy mnie?
  • dlaczego nie chce samo leżeć w łóżeczku?
  • dlaczego samo nie zasypia?
  • jak zorganizować codzienne funkcjonowanie z małym dzieckiem?

Jakie daje rozwiązanie?

Odpowiedź, jaką dostarcza książka, jest prosta — dziecko chce być noszone!

Noszone dzieci płaczą mniej - tą prostą prawdę podpowiada nam nasza intuicja, potwierdzają ją także badania naukowe. Kiedy nasze dziecko płacze, bierzemy je na ręce. Dziecko chce być noszone, bo noszenie to bliskość. A bliskość to warunek przetrwania, zdrowia i rozwoju. Potrzebę bliskości posiadają dzieci urodzone teraz, miały ją również dzieci urodzone tysiące lat temu, a nawet wcześniej.

Noszenie to pierwotny i naturalny sposób opieki nad dzieckiem.

Z książki dowiesz się przede wszystkim rzeczy praktycznych:

  • Jak i kiedy rozpocząć chustonoszenie?
  • Jak wybrać odpowiednią chustę czy nosidło?
  • W jaki sposób korzystać z chusty lub nosidła?
  • W jaki sposób noszenie pomaga w codziennym życiu i “uwalnia ręce”?

Dowiesz się również, że:

  • ojcowie też lubią nosić dzieci,
  • historia noszenia sięga tysięcy lat i dlaczego wynalazek wózka sprawił, że o niej zapomnieliśmy,
  • Noszenie dzieci wpływa na ich rozwój fizyczny, emocjonalny i społeczny,
  • noszenie buduje więź i dlaczego jest to takie ważne,
  • noszenie uszczęśliwia. Dzieci i rodziców!

Autorka:
Marta Szperlich-Kosmala — doradczyni noszenia dzieci polskiej Akademii Noszenia Dzieci i niemieckiej Trageschule. Propaguje noszenie jako sposób pielęgnacji niemowląt oraz rodzicielstwo oparte na wiedzy antropologicznej.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Danger! Anger / Ewa Tyralik-Kulpa. - [miejsce nieznane] : Natuli : Legimi, 2022.
Forma i typ

Danger! Anger - ebook

Danger! Anger

This book is for you if:

  • you have yet again snapped at your child or partner;
  • you have a hard time handling your child's difficult emotions;
  • you feel guilty about your angry outbursts;
  • you want to know how to deal with anger in your family.

Anger erupts like a volcano. It often leads to pain, embarrassment and sense of guilt. At the same time, trying to avoid or deny it turns out to be ineffective, if not destructive.

Convinced that anger and parenthood are inextricably linked, the author unravels the roots of anger and explains why we, as parents, experience so much of it and why it is an integral part of a child's development. She shows that it is possible to live with anger as it doesn't have to be either hurtful or damaging and may help us to understand our children and ourselves better.

Incredibly liberating and spot-on, this book is a must-read. It proves that a life completely free of anger is not only impossible but also not worth striving for. What is possible, however, is to understand anger.

Ewa Tyralik-Kulpa is a soft skills trainer recommended by the Polish Psychological Association. She conducts workshops on empathetic communication in the School for Trainers of Empathetic Communication, at the Pedagogical Department of the University of Warsaw, as well as in the post-graduate program at SWPS University. She also organizes workshops for companies and individuals, and has completed the Gestalt Counseling Program.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Uwaga! Złość


Lektura obowiązkowa, błyskotliwie merytoryczna i niezwykle wyzwalająca. Pokazuje, że nie da się żyć bez złości, a nawet nie warto do tego dążyć. Można ją natomiast zrozumieć.

Złość – wybucha jak wulkan. Jej rezultaty mogą być bolesne, stanowić źródło wstydu i poczucia winy. Jednak strategie unikania i zaprzeczania jej szybko okazują się nieskuteczne, a nawet niszczące.

Ta książka jest dla ciebie, jeśli:

  • znowu nakrzyczałaś/eś na dziecko lub partnera,
  • nie radzisz sobie z trudnymi emocjami dziecka,
  • masz wyrzuty sumienia z powodu swoich gwałtownych zachowań,
  • chcesz wiedzieć, jak radzić sobie ze złością w rodzinie.

Autorka:
Ewa Tyralik-Kulpa – trenerka umiejętności psychospołecznych rekomendowana przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Prowadzi warsztaty z empatycznej komunikacji w Szkole Trenerów Komunikacji Opartej na Empatii, na Wydziale Pedagogiki UW i studiach podyplomowych SWPS, a także dla innych organizacji, firm i osób prywatnych. Ukończyła Program Pomocy Psychologicznej w nurcie Gestalt.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Naturalna pielęgnacja to nie tylko zabiegi związane z pielęgnacją skóry i włosów. To przede wszystkim odkrywanie mądrości ciała, słuchanie jego potrzeb oraz poszukiwanie odpowiedniego rytmu życia.


Jak szukać kosmetyków, które są dobre dla nas i dla Ziemi?
Jak świadomie pielęgnować skórę i włosy?
Jak zrobić prosty kosmetyk z tego, co mamy pod ręką?
Jak nie dać się nabić w (plastikową) butelkę przemysłu kosmetycznego?

Marta Tyszko - Doktor nauk humanistycznych, psychoterapeutka i pasjonatka holistycznego dbania o siebie. Ukończyła m.in. kursy jogi twarzy, masaży ajurwedyjskich oraz aromaterapii. Prowadzi sklep internetowy z kosmetykami naturalnymi Gaj-Oliwny.pl. Dzieli się także wiedzą i doświadczeniem na warsztatach kosmetycznych.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Granice dzieci i dorosłych - ebook

„Nie chcę iść do przedszkola!”, „Pobaw się ze mną, teraz!”, „Nie będę jadł tej marchewki!”, „To mój tablet! Będę grał, ile chcę!”. Wyzwania związane z różnicą potrzeb to rodzicielska codzienność. Czy udaje nam się dogadać, unikając płaczu i krzyku? Praktyka życiowa pokazuje, że często niestety tak nie jest.

Ta książka jest dla ciebie, jeśli:

- masz wrażenie, że twoje dziecko „wchodzi ci na głowę”,

- nie wiesz, czy nie za mocno reagujesz na zachowania dziecka,

- nie potrafisz powiedzieć „nie” albo „stop”,

- wbrew sobie ulegasz prośbom,

- czujesz, że trudno ci zadbać o siebie.

Autor ułatwia rodzicielstwo! Czerpie z koncepcji psychologicznych i własnego wieloletniego doświadczenia w pracy z dziećmi, rodzicami i nauczycielami. Daje proste i praktyczne narzędzie po to, by w rodzicielstwie nie tylko dawać, ale też czerpać siłę i satysfakcję.

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści
Wstęp
1. Dlaczego granice są ważne
Granice to bezpieczeństwo
Granice jako rodzicielski drogowskaz
2. Jak działają granice
Mechanizmy obronne
Otwarte granice
• Otwarte granice dorosłych
• Otwarte granice dzieci
Rozwój autonomii dziecka – formowanie granic
• Dziecięce „nie”
3. Gdzie leżą granice
Ciało – nasza fizyczna obecność
• Dotyk
• Słuch, wzrok, węch
• Smak
• Jak wzmacniać granice ciała dzieci
Emocje – to, co czujemy
• Emocje przyjemne i emocje trudne
• Trzy trudne emocje
• Uznanie i wyrażanie emocji
• Kto jest odpowiedzialny za nasze emocje
• Jak wzmacniać granice emocji dzieci
Myśli – nasza wewnętrzna prawda
• „Moim zdaniem”, czyli język osobisty
• „Co widzę?”, czyli język faktów
• Jak wzmacniać granice myśli dzieci
Wybory – prawo decydowania o sobie
• Przymus czy wybór
• Granice wyboru w praktyce
• Jak wzmacniać granice wyboru dzieci
4. Rodzicielska praktyka
Dorośli i dbanie o własne granice
• Najsłabsza skuteczna ochrona granic
• Silna reakcja obronna i jej konsekwencje
• Dorośli i dbanie o granice dzieci
Czy granice są najważniejsze
• Kiedy granice dorosłych nie są najważniejsze
• Kiedy dziecko jest w kryzysie
• Kiedy granice dzieci nie są najważniejsze
Granice drogą do spokoju
5. Zakończenie
Podziękowania
BibliografiaWSTĘP
„Na początku był chaos”. Tak można zacząć większość książek dla rodziców. Chaos bywa przyczyną poszukiwań odpowiedzi, rozwiązań i wyjaśnień.
Z chaosem stykam się w gabinecie psychologicznym oraz na warsztatach dla rodziców i edukatorów, które prowadzę. Ludzie przychodzą do mnie w poszukiwaniu jasnych i prostych recept, zwłaszcza gdy ich wyobrażenia o harmonijnym, empatycznym rodzicielstwie zderzają się… no cóż, z rzeczywistością.
Lata doświadczeń na polu zawodowym podpowiadają mi jedno: początkiem wyjścia z chaosu jest zrozumienie, a kluczem do wejścia w przestrzeń zrozumienia – zagadnienie granic. Granice rozumiem jako metaforyczne linie pomiędzy ludźmi, linie pomagające dzieciom i dorosłym zrozumieć, w którym miejscu kto i o czym decyduje. Granice dają jasność, kiedy odpuścić, zrezygnować ze swoich dążeń względem dzieci, a kiedy dać sobie prawo, by pozostać przy swoim stanowisku, biorąc pod uwagę niezgodę i silne emocje innych osób, które chciałyby decydować.
Weteranów moich kursów i warsztatów – rodziców, którzy zrozumieli przedstawianą w tej książce koncepcję granic – pytam: „Co się zmieniło w waszym domu?”. Najczęściej słyszę: „Pojawił się spokój”. I nie chodzi tylko o spokój rodziców, którzy dali sobie prawo do ochrony własnych granic, ale także o spokój dzieci, które w naturalny sposób przejmują mapę poruszania się na linii ja–ty.
Chciałbym, żeby dzięki tej książce było wam łatwiej zrozumieć, w którym miejscu wasze rodzicielskie działania wywołują u dzieci potrzebę ochrony ich własnych granic. Chciałbym, żebyście jasno zobaczyli, kiedy „rodzic-człowiek” korzysta z prawa do swoich granic, bo gdy kierujemy się przede wszystkim pragnieniem „tego, co dla dziecka najlepsze”, zdarza się nam o sobie zapominać. Dlaczego tego chcę? Po prostu bardzo życzyłbym tobie, czytelniku, aby w naszych rodzinach pojawiło się więcej spokoju, a zrozumienie tego, jak działają granice dzieci i dorosłych, stanowi do tego doskonałe narzędzie.1
DLACZEGO GRANICE SĄ WAŻNE
„Natychmiast wstawaj, jesteśmy już spóźnieni!”, „On zabrał moje pisaki!”, „Przestań krzyczeć!”, „Ty głupia mamo!”, „Pożałujesz swojej decyzji…” – być może i w was już samo czytanie tych zdań powoduje napięcie. Napięcie, które jest wynikiem tego, co się dzieje pomiędzy ludźmi. Znacie je bez wątpienia z relacji w swojej rodzinie: z własnym dzieckiem czy partnerem, a także z relacji zawodowych. To napięcie jest opowieścią o naszym wewnętrznym świecie. Jak w nim nawigować, aby ogarnąć relacyjny chaos?
Aby lepiej zrozumieć abstrakcyjne pojęcie granic w kontekście tematu książki, najpierw przyjrzyjmy się temu, czym są granice w świecie materialnym. Stanowią one linię podziału. Oddzielają terytoria państwowe, ale też wyznaczają określony obszar działki, ogrodu lub posesji. Przypomnijmy sobie, jak wyglądają tereny wiejskie albo przedmieścia – sąsiada od sąsiada oddziela najczęściej płot, czyli także granica, nie zawsze jednak jest on wysoki, pancerny i nieprzejrzysty. Nie zawsze zazdrośnie strzeże widoku na pobliskie podwórko. Mimo tego dobrze wiemy, gdzie rządzi jeden, a gdzie drugi gospodarz.
Kiedy przełożymy powyższą metaforę na stosunki panujące między członkami rodziny, będzie nam łatwiej zrozumieć, jak bardzo granice między ludźmi wpływają na rozpoznawanie wzajemnych potrzeb i komunikację. Oraz jak niezwykle intensywnie potrafią one wpływać na relacje w rodzinie, między rodzicami a dziećmi, jak mocno oddziałują na nasze codzienne emocje i konflikty.
Gdy poznamy mechanizmy pilnujące porządku na naszych (mamy, taty, dzieci itp.) granicach, otworzy się przed nami droga do rozładowania wielu napięć w rodzinie. Szczególnie skorzystają na tym nasze relacje z dziećmi. Kto nie marzy o tym, by napięć związanych z wychowaniem było wreszcie chociaż trochę mniej?
Napięcia w relacjach zdarzają się jednak nie tylko w obszarze rodzicielskim. Do „spięć i wyładowań” dochodzi w partnerstwie, przyjaźni i pracy zawodowej. Czasami szczególna trudność utrzymania własnych granic w którejś ze stref relacyjnych wynika z naszych przeszłych doświadczeń z czasów, gdy formowało się nasze widzenie i czucie otaczającego świata – z dzieciństwa.
Konflikty mogą mieć związek z naszymi granicami. Ktoś je narusza, przekracza, ignoruje albo to właśnie my, często nieświadomie, próbujemy z różnych przyczyn przypuścić atak na granice kogoś innego.
Granice, przede wszystkim językowo, kojarzą nam się zwykle z trudnościami. „No już przestań, są jakieś granice!”, mówimy do dziecka, które naszym zdaniem zachowuje się niewłaściwie albo naciska na coś, na co nie chcemy lub nie możemy się zgodzić. Nasze granice mówią też o powinnościach i nakazach, jakie wyznaczamy potomstwu: wieczorne mycie zębów, wywiązywanie się z umówionych obowiązków. W relacji z drugim dorosłym granice widać dobrze, kiedy rozmowa przechodzi w spór, a my zaczynamy przerzucać się sugestiami typu „musisz” i „powinieneś”.
Granice zaczynają stanowić niemal namacalny twór, gdy np. obserwujemy sprzeczające się rodzeństwo: „Nie masz prawa wchodzić do mojego pokoju!”, „Zabraniam ci dotykać mojego komputera!”, „Ja będę tu siedzieć!”. Znacie to? Mechanizmy granic – niczym służbiści, nierzadko uzbrojeni po zęby funkcjonariusze – uaktywniają się wszędzie tam, gdzie drugi człowiek chce inaczej niż my.
Z pozoru zagadnienie granic może wydawać się mocno abstrakcyjne, stają się one bowiem widoczne dopiero, gdy ktoś narusza nasze terytorium bez poszanowania dla panujących na nim zasad. Tym terytorium może być przede wszystkim nasze ciało, ale również emocje, myśli oraz wybory. Granicami są też objęte należące do nas i tylko do nas przedmioty i obiekty.
Granice wyznaczają, ale też chronią terytorium. Właściwie wyznaczone i bezpieczne, stanowią bazę dobrych i wspierających relacji.
Istnieją takie rodzaje rozmów i komunikacji, które niemal natychmiast stawiają naszą osobistą straż graniczną w stan pełnej gotowości. „Musisz!”, „natychmiast!”, „bez gadania!”. Dodajmy do tego podniesiony głos – i awantura gwarantowana. Kiedy tworzymy rodzinę, dom, wspólnotę, marzymy, by były one bezpieczne, spokojne, by stanowiły oazę regeneracji i ciepła. Zdecydowanie mniej zależy nam na adrenalinie, sensacji i nieustannym balansowaniu między zgodą a niezgodą.
Świadomość własnych granic ułatwia dorosłemu zrozumienie samego siebie. Kiedy weźmiemy pod uwagę granice naszego dziecka, będzie nam prościej się z nim dogadać.
Przypomnijcie sobie najważniejsze momenty każdego wyjazdu kolonijnego. Negocjacje terytorialne zaczynają się już na etapie zajmowania miejsc w autobusie. A kiedy grupka dzieci wpada do wyznaczonego pokoju, od razu rzuca na łóżka swoje bagaże, dokonując szybkich rezerwacji: „Tutaj ja śpię!”, „To będzie moja szafka!”. Doskonale pamiętam, że tego rodzaju scenki bywały zarzewiem pierwszych poważnych konfliktów w grupie. Sama nazwa „kolonie” przywołuje zaś jak najbardziej zasadne językowo skojarzenie z kolonizacją – młodzi ludzie wszak kolonizują dla swoich celów fragmenty nowo odkrywanej ziemi. Jeśli żyjemy z innymi świadomi naszych granic, to są one dla nas istotnym zagadnieniem na długo przed tym, zanim dojdzie do konfliktu. Możemy przewidzieć sytuacje, w których instynktownie ludzie dążą do stanowienia i bronienia swoich granic, i dzięki temu im zapobiegać, szukać rozwiązania zanim dojdzie do eskalacji.
Kiedy już jako dorośli decydujemy się na kupno działki, często pierwszą inwestycją w nieruchomość jest zakup i montaż ogrodzenia. Podczas planowania wyjazdu wakacyjnego – zaczynamy od wyznaczenia jego ram czasowych. Gdy wybieramy się na większe zakupy – określamy ich budżet. Od dzieciństwa po wiek podeszły granice pojawiają się na każdym kroku naszego życia.
Granice to bezpieczeństwo
Podstawowym celem zabiegów każdego człowieka wokół własnych i cudzych granic jest bezpieczeństwo. Poszukując granic, tak naprawdę szukamy psychicznego i fizycznego bezpieczeństwa. Niewiele różnimy się pod tym względem od innych gatunków, gdyż „negocjacje terytorialne” stanowią zespół zachowań instynktownych służących przetrwaniu.
Ptasie granice
Ptaki również bardzo dbają o swoje granice, zwłaszcza w okresie wyprowadzania potomstwa, czyli lęgów. Prace budowlane wokół gniazda poprzedzają śpiewy, popisowe loty, walki – zabiegi pomagające obwieścić światu: „Oto moje terytorium”. Kiedy zaś w gnieździe pojawiają się pisklęta, ptaki zmieniają swoje zachowanie. Większość gatunków zachowuje się wokół gniazda z młodymi bardzo cicho. Gdy na horyzoncie pojawia się intruz, rodzice potrafią odciągać jego uwagę od gniazda śpiewem lub udawaniem rannego. W przypadku gwałtowniejszych inwazji na domową prywatność zwierzęta krzyczą i straszą, a nawet same atakują niechcianych, potencjalnie groźnych gości.
My też się chowamy, krzyczymy, atakujemy i na różne inne sposoby chronimy swoje granice. Skoro i my, i nasi zwierzęcy bracia tak robimy, to granice muszą być naprawdę ważne.
Pierwotny instynkt pchający nas do ustalania granic szczególnie dobrze widać u dzieci. Gdy angażują się one w zajmowanie łóżek na koloniach, nie do końca uświadamiają sobie, dlaczego to dla nich takie ważne i dlaczego potrafią wkładać w to aż tak dużo energii. Instynkt ów bywa też niezwykle przewrotny: młodsze dzieci „proszą” rodziców o pomoc w budowaniu granic przez niebezpieczne zachowania, a granice opiekunów „sprawdzają” przez bezpośrednie ataki fizyczne albo słowne.
Dzieci od urodzenia do wieku wczesnoszkolnego potrzebują w budowaniu granic wsparcia dorosłych. To właśnie dlatego kiedy same szukają granic, liczą przede wszystkim na reakcję opiekuna. Gdy przekraczają granice innych – rodzeństwa, kolegów z przedszkola – często zerkają na dorosłego, zaciekawione, w jaki sposób rozwiąże on daną sytuację. „Jak opiekun zasygnalizuje, że dba o granice innych dzieci? Skoro dba o ich granice, to zadba też o moje!” Im słabiej reagują dorośli, tym mocniej dzieci akcentują trudne sytuacje, bo są spragnione zdecydowanej reakcji.
Zdarza się, że dzieci potrafią szturmować granice osoby odpowiedzialnej za opiekę przez bezpośredni atak. Uspokajają się dopiero wtedy, kiedy dorosły jasno wyrazi swój sprzeciw. Umiejętność obrony granic przez opiekuna stanowi dla podopiecznego sygnał, że w razie zagrożenia życia będzie on umiał go ochronić.
Czym jest bezpieczeństwo? Można je nazwać „stanem niezagrożenia”. Na potrzeby tej książki będziemy mówić o nim w kontekście zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Granice fizyczne chronią nasze ciało przed naruszeniem, psychiczne zaś – nasze emocje i świat wewnętrzny, np. przed przemocą słowną albo niechcianą presją psychologiczną.
Bez poczucia bezpieczeństwa nie jesteśmy w stanie skupić się na rozwoju. Nie będziemy potrafili uczyć się pozytywnych wzorców relacji, nie zdołamy oddać się beztroskiej zabawie. Od bezpieczeństwa zależy nasze życie, zatem nasz układ nerwowy jest szczególnie wyczulony na wykrywanie zagrożeń. Bo dopiero kiedy czujemy się bezpiecznie, możemy zająć się innymi sprawami.
Gwarancją poczucia bezpieczeństwa u dzieci do wieku nastoletniego jest zdrowa więź z dorosłym opiekunem. Najmłodsi płaczem sygnalizują opiekunowi prosty komunikat: „Wesprzyj moje bezpieczeństwo!”. Im dziecko starsze, tym ważniejsza staje się dla niego autonomia, określanie własnych granic i dbanie o nie – zatem stopniowo uniezależnia się ono w aspekcie bezpieczeństwa od aktywnej obecności dorosłego.
Granice jako rodzicielski drogowskaz
Dwudziesty pierwszy wiek to czas podmiotowego traktowania dziecka. Odchodzimy od „starych” metod wychowawczych: autorytarnych, opartych na nagrodach i karach, stosowaniu gróźb i strachu. Stawiając na podmiotowość, wspieramy szacunek, poczucie własnej wartości i budowanie bezpiecznych więzi.
Warto jednak pamiętać, że odejście od metod, w których rodzic celowo wywołuje u dziecka trudne emocje (np. wymusza posłuszeństwo strachem), nie oznacza, że tego rodzaju emocje nie mają prawa u malca występować. Nie chcemy być osobami, które sprawiają dziecku przykrość, jednak celem naszych wychowawczych zabiegów nie jest stan, w których podopieczny cały czas czuje się dobrze i komfortowo. Chcemy być autentyczni i dajemy przestrzeń na autentyczność naszym dzieciom. Mówimy „nie” i sami potrafimy je przyjąć od drugiej osoby. Czasami nasze „nie” może wywołać w dziecku frustrację lub smutek. Nie chodzi bowiem o to, by być „miłą, martwą osobą” (nice, dead person)1, o jakiej mówił Marshall Rosenberg, twórca Porozumienia bez Przemocy2. Chodzi o to, żeby słyszeć cudze potrzeby i oczekiwać poszanowania dla naszych własnych.
Podmiotowe traktowanie dziecka oznacza, że stajemy się dla niego „przewodnikiem stada”. Chociaż różnimy się odpowiedzialnością, zadaniami czy doświadczeniem, pozostajemy równie ważni i traktujemy się nawzajem z szacunkiem.
W praktyce podmiotowego podejścia wychowawczego granice są istotnym narzędziem. Ważna jest optyka: kiedy widzimy dziecko jako osobny byt, skończoną całość, której ramy określane są właśnie przez granice, to łatwiej jest nam zrozumieć istotę podmiotowości. Na każdym etapie rozwoju – jako dzieci i dorośli – stanowimy podmiot, pełnowartościową osobę. Gdy naruszymy granice integralności tej osoby, wkraczamy na obcy teren.
Granice osobiste to terytoria, których nikt nie jest w stanie zmienić.
Obejmują one nasze:
- ciało, bo nikt inny nie może poczuć tego, co się w nim dzieje,
- emocje, bo nikt inny nie jest w stanie poczuć dokładnie tego samego co my,
- myśli, bo nikt inny nie ma dostępu do tego, co myślimy,
- wybory, bo nikt inny nie może stwierdzić, co zamierzamy zrobić, a czego nie, czego chcemy, a czego nie chcemy.
Własne granice łatwiej wyczuć, kiedy nie tylko wyobrazimy sobie „to, co jest moje”, ale też spróbujemy zobrazować pojęcie „tu leży moje terytorium”.
Przekraczamy granice dziecka, kiedy:
- nakłaniamy je do przytulenia osoby, której nie chce przytulić (granica ciała),
- mówimy, że „nie ma co płakać”, kiedy doświadcza trudnych emocji, np. gdy po upadku boli je kolano (granice emocji),
- mówimy mu, że jego opinia jest nieprawdziwa (granice myśli),
- zmuszamy je do zjedzenia potrawy, której nie cierpi (granica wyboru).
Zadbanie o granice dzieci daje ważną informację zwrotną: to, co myślisz i czujesz, jest ważne. Stanowi fundament poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości oraz kształtuje szacunek dla granic innych.
Zachowania dzieci zazwyczaj są zwierciadłem tego, jak traktują je ich najważniejsi dorośli.
Poszanowanie granic dziecka:
- Rozwija umiejętność chronienia własnych granic – ponieważ rodzic nadaje mu jasny komunikat, że granice są ważne.
- Wzmacnia poczucie wartości – rodzic uznaje, że dziecko poradzi sobie samo w ramach swoich granic. Dziecko widzi i słyszy, że jego ciało, emocje, myśli i wybory są ważne.
- Umacnia relację z rodzicem – ponieważ może ono nie zajmować się chronieniem swoich granic i jest otwarte na to, co mówią i robią rodzice.
- Zwiększa samodzielność – w ramach swoich granic samo podejmuje działania i uczy się, jak dbać o siebie.
- Wspiera relacje z rówieśnikami – ponieważ świadomość granic swoich i innych pozwala lepiej dogadać się z innymi dziećmi.
------------------------------------------------------------------------
1 Zob. wystąpienie M. Rosenberga: Introduction to NVC, https://youtu.be/DhAaNV1DvpU (data dostępu: 20.05.2022).
2 Porozumienie bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication; NVC, PbP) – system komunikacji opracowany przez Marshalla B. Rosenberga, w dużym stopniu odnoszący się do sposobu porozumiewania się, obejmujący także podejście do różnych trudności, gdzie każdy dyskomfort jest informacją o naszych niespełnionych potrzebach.
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Granice dzieci i dorosłych - audiobook

„Nie chcę iść do przedszkola!”, „Pobaw się ze mną, teraz!”, „Nie będę jadł tej marchewki!”, „To mój tablet! Będę grał, ile chcę!”. Wyzwania związane z różnicą potrzeb to rodzicielska codzienność. Czy udaje nam się dogadać, unikając płaczu i krzyku? Praktyka życiowa pokazuje, że często niestety tak nie jest.

Ta książka jest dla ciebie, jeśli:

- masz wrażenie, że twoje dziecko „wchodzi ci na głowę”,

- nie wiesz, czy nie za mocno reagujesz na zachowania dziecka,

- nie potrafisz powiedzieć „nie” albo „stop”,

- wbrew sobie ulegasz prośbom,

- czujesz, że trudno ci zadbać o siebie.

Autor ułatwia rodzicielstwo! Czerpie z koncepcji psychologicznych i własnego wieloletniego doświadczenia w pracy z dziećmi, rodzicami i nauczycielami. Daje proste i praktyczne narzędzie po to, by w rodzicielstwie nie tylko dawać, ale też czerpać siłę i satysfakcję.

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści
Wstęp
1. Dlaczego granice są ważne
Granice to bezpieczeństwo
Granice jako rodzicielski drogowskaz
2. Jak działają granice
Mechanizmy obronne
Otwarte granice
• Otwarte granice dorosłych
• Otwarte granice dzieci
Rozwój autonomii dziecka – formowanie granic
• Dziecięce „nie”
3. Gdzie leżą granice
Ciało – nasza fizyczna obecność
• Dotyk
• Słuch, wzrok, węch
• Smak
• Jak wzmacniać granice ciała dzieci
Emocje – to, co czujemy
• Emocje przyjemne i emocje trudne
• Trzy trudne emocje
• Uznanie i wyrażanie emocji
• Kto jest odpowiedzialny za nasze emocje
• Jak wzmacniać granice emocji dzieci
Myśli – nasza wewnętrzna prawda
• „Moim zdaniem”, czyli język osobisty
• „Co widzę?”, czyli język faktów
• Jak wzmacniać granice myśli dzieci
Wybory – prawo decydowania o sobie
• Przymus czy wybór
• Granice wyboru w praktyce
• Jak wzmacniać granice wyboru dzieci
4. Rodzicielska praktyka
Dorośli i dbanie o własne granice
• Najsłabsza skuteczna ochrona granic
• Silna reakcja obronna i jej konsekwencje
• Dorośli i dbanie o granice dzieci
Czy granice są najważniejsze
• Kiedy granice dorosłych nie są najważniejsze
• Kiedy dziecko jest w kryzysie
• Kiedy granice dzieci nie są najważniejsze
Granice drogą do spokoju
5. Zakończenie
Podziękowania
BibliografiaWSTĘP
„Na początku był chaos”. Tak można zacząć większość książek dla rodziców. Chaos bywa przyczyną poszukiwań odpowiedzi, rozwiązań i wyjaśnień.
Z chaosem stykam się w gabinecie psychologicznym oraz na warsztatach dla rodziców i edukatorów, które prowadzę. Ludzie przychodzą do mnie w poszukiwaniu jasnych i prostych recept, zwłaszcza gdy ich wyobrażenia o harmonijnym, empatycznym rodzicielstwie zderzają się… no cóż, z rzeczywistością.
Lata doświadczeń na polu zawodowym podpowiadają mi jedno: początkiem wyjścia z chaosu jest zrozumienie, a kluczem do wejścia w przestrzeń zrozumienia – zagadnienie granic. Granice rozumiem jako metaforyczne linie pomiędzy ludźmi, linie pomagające dzieciom i dorosłym zrozumieć, w którym miejscu kto i o czym decyduje. Granice dają jasność, kiedy odpuścić, zrezygnować ze swoich dążeń względem dzieci, a kiedy dać sobie prawo, by pozostać przy swoim stanowisku, biorąc pod uwagę niezgodę i silne emocje innych osób, które chciałyby decydować.
Weteranów moich kursów i warsztatów – rodziców, którzy zrozumieli przedstawianą w tej książce koncepcję granic – pytam: „Co się zmieniło w waszym domu?”. Najczęściej słyszę: „Pojawił się spokój”. I nie chodzi tylko o spokój rodziców, którzy dali sobie prawo do ochrony własnych granic, ale także o spokój dzieci, które w naturalny sposób przejmują mapę poruszania się na linii ja–ty.
Chciałbym, żeby dzięki tej książce było wam łatwiej zrozumieć, w którym miejscu wasze rodzicielskie działania wywołują u dzieci potrzebę ochrony ich własnych granic. Chciałbym, żebyście jasno zobaczyli, kiedy „rodzic-człowiek” korzysta z prawa do swoich granic, bo gdy kierujemy się przede wszystkim pragnieniem „tego, co dla dziecka najlepsze”, zdarza się nam o sobie zapominać. Dlaczego tego chcę? Po prostu bardzo życzyłbym tobie, czytelniku, aby w naszych rodzinach pojawiło się więcej spokoju, a zrozumienie tego, jak działają granice dzieci i dorosłych, stanowi do tego doskonałe narzędzie.1
DLACZEGO GRANICE SĄ WAŻNE
„Natychmiast wstawaj, jesteśmy już spóźnieni!”, „On zabrał moje pisaki!”, „Przestań krzyczeć!”, „Ty głupia mamo!”, „Pożałujesz swojej decyzji…” – być może i w was już samo czytanie tych zdań powoduje napięcie. Napięcie, które jest wynikiem tego, co się dzieje pomiędzy ludźmi. Znacie je bez wątpienia z relacji w swojej rodzinie: z własnym dzieckiem czy partnerem, a także z relacji zawodowych. To napięcie jest opowieścią o naszym wewnętrznym świecie. Jak w nim nawigować, aby ogarnąć relacyjny chaos?
Aby lepiej zrozumieć abstrakcyjne pojęcie granic w kontekście tematu książki, najpierw przyjrzyjmy się temu, czym są granice w świecie materialnym. Stanowią one linię podziału. Oddzielają terytoria państwowe, ale też wyznaczają określony obszar działki, ogrodu lub posesji. Przypomnijmy sobie, jak wyglądają tereny wiejskie albo przedmieścia – sąsiada od sąsiada oddziela najczęściej płot, czyli także granica, nie zawsze jednak jest on wysoki, pancerny i nieprzejrzysty. Nie zawsze zazdrośnie strzeże widoku na pobliskie podwórko. Mimo tego dobrze wiemy, gdzie rządzi jeden, a gdzie drugi gospodarz.
Kiedy przełożymy powyższą metaforę na stosunki panujące między członkami rodziny, będzie nam łatwiej zrozumieć, jak bardzo granice między ludźmi wpływają na rozpoznawanie wzajemnych potrzeb i komunikację. Oraz jak niezwykle intensywnie potrafią one wpływać na relacje w rodzinie, między rodzicami a dziećmi, jak mocno oddziałują na nasze codzienne emocje i konflikty.
Gdy poznamy mechanizmy pilnujące porządku na naszych (mamy, taty, dzieci itp.) granicach, otworzy się przed nami droga do rozładowania wielu napięć w rodzinie. Szczególnie skorzystają na tym nasze relacje z dziećmi. Kto nie marzy o tym, by napięć związanych z wychowaniem było wreszcie chociaż trochę mniej?
Napięcia w relacjach zdarzają się jednak nie tylko w obszarze rodzicielskim. Do „spięć i wyładowań” dochodzi w partnerstwie, przyjaźni i pracy zawodowej. Czasami szczególna trudność utrzymania własnych granic w którejś ze stref relacyjnych wynika z naszych przeszłych doświadczeń z czasów, gdy formowało się nasze widzenie i czucie otaczającego świata – z dzieciństwa.
Konflikty mogą mieć związek z naszymi granicami. Ktoś je narusza, przekracza, ignoruje albo to właśnie my, często nieświadomie, próbujemy z różnych przyczyn przypuścić atak na granice kogoś innego.
Granice, przede wszystkim językowo, kojarzą nam się zwykle z trudnościami. „No już przestań, są jakieś granice!”, mówimy do dziecka, które naszym zdaniem zachowuje się niewłaściwie albo naciska na coś, na co nie chcemy lub nie możemy się zgodzić. Nasze granice mówią też o powinnościach i nakazach, jakie wyznaczamy potomstwu: wieczorne mycie zębów, wywiązywanie się z umówionych obowiązków. W relacji z drugim dorosłym granice widać dobrze, kiedy rozmowa przechodzi w spór, a my zaczynamy przerzucać się sugestiami typu „musisz” i „powinieneś”.
Granice zaczynają stanowić niemal namacalny twór, gdy np. obserwujemy sprzeczające się rodzeństwo: „Nie masz prawa wchodzić do mojego pokoju!”, „Zabraniam ci dotykać mojego komputera!”, „Ja będę tu siedzieć!”. Znacie to? Mechanizmy granic – niczym służbiści, nierzadko uzbrojeni po zęby funkcjonariusze – uaktywniają się wszędzie tam, gdzie drugi człowiek chce inaczej niż my.
Z pozoru zagadnienie granic może wydawać się mocno abstrakcyjne, stają się one bowiem widoczne dopiero, gdy ktoś narusza nasze terytorium bez poszanowania dla panujących na nim zasad. Tym terytorium może być przede wszystkim nasze ciało, ale również emocje, myśli oraz wybory. Granicami są też objęte należące do nas i tylko do nas przedmioty i obiekty.
Granice wyznaczają, ale też chronią terytorium. Właściwie wyznaczone i bezpieczne, stanowią bazę dobrych i wspierających relacji.
Istnieją takie rodzaje rozmów i komunikacji, które niemal natychmiast stawiają naszą osobistą straż graniczną w stan pełnej gotowości. „Musisz!”, „natychmiast!”, „bez gadania!”. Dodajmy do tego podniesiony głos – i awantura gwarantowana. Kiedy tworzymy rodzinę, dom, wspólnotę, marzymy, by były one bezpieczne, spokojne, by stanowiły oazę regeneracji i ciepła. Zdecydowanie mniej zależy nam na adrenalinie, sensacji i nieustannym balansowaniu między zgodą a niezgodą.
Świadomość własnych granic ułatwia dorosłemu zrozumienie samego siebie. Kiedy weźmiemy pod uwagę granice naszego dziecka, będzie nam prościej się z nim dogadać.
Przypomnijcie sobie najważniejsze momenty każdego wyjazdu kolonijnego. Negocjacje terytorialne zaczynają się już na etapie zajmowania miejsc w autobusie. A kiedy grupka dzieci wpada do wyznaczonego pokoju, od razu rzuca na łóżka swoje bagaże, dokonując szybkich rezerwacji: „Tutaj ja śpię!”, „To będzie moja szafka!”. Doskonale pamiętam, że tego rodzaju scenki bywały zarzewiem pierwszych poważnych konfliktów w grupie. Sama nazwa „kolonie” przywołuje zaś jak najbardziej zasadne językowo skojarzenie z kolonizacją – młodzi ludzie wszak kolonizują dla swoich celów fragmenty nowo odkrywanej ziemi. Jeśli żyjemy z innymi świadomi naszych granic, to są one dla nas istotnym zagadnieniem na długo przed tym, zanim dojdzie do konfliktu. Możemy przewidzieć sytuacje, w których instynktownie ludzie dążą do stanowienia i bronienia swoich granic, i dzięki temu im zapobiegać, szukać rozwiązania zanim dojdzie do eskalacji.
Kiedy już jako dorośli decydujemy się na kupno działki, często pierwszą inwestycją w nieruchomość jest zakup i montaż ogrodzenia. Podczas planowania wyjazdu wakacyjnego – zaczynamy od wyznaczenia jego ram czasowych. Gdy wybieramy się na większe zakupy – określamy ich budżet. Od dzieciństwa po wiek podeszły granice pojawiają się na każdym kroku naszego życia.
Granice to bezpieczeństwo
Podstawowym celem zabiegów każdego człowieka wokół własnych i cudzych granic jest bezpieczeństwo. Poszukując granic, tak naprawdę szukamy psychicznego i fizycznego bezpieczeństwa. Niewiele różnimy się pod tym względem od innych gatunków, gdyż „negocjacje terytorialne” stanowią zespół zachowań instynktownych służących przetrwaniu.
Ptasie granice
Ptaki również bardzo dbają o swoje granice, zwłaszcza w okresie wyprowadzania potomstwa, czyli lęgów. Prace budowlane wokół gniazda poprzedzają śpiewy, popisowe loty, walki – zabiegi pomagające obwieścić światu: „Oto moje terytorium”. Kiedy zaś w gnieździe pojawiają się pisklęta, ptaki zmieniają swoje zachowanie. Większość gatunków zachowuje się wokół gniazda z młodymi bardzo cicho. Gdy na horyzoncie pojawia się intruz, rodzice potrafią odciągać jego uwagę od gniazda śpiewem lub udawaniem rannego. W przypadku gwałtowniejszych inwazji na domową prywatność zwierzęta krzyczą i straszą, a nawet same atakują niechcianych, potencjalnie groźnych gości.
My też się chowamy, krzyczymy, atakujemy i na różne inne sposoby chronimy swoje granice. Skoro i my, i nasi zwierzęcy bracia tak robimy, to granice muszą być naprawdę ważne.
Pierwotny instynkt pchający nas do ustalania granic szczególnie dobrze widać u dzieci. Gdy angażują się one w zajmowanie łóżek na koloniach, nie do końca uświadamiają sobie, dlaczego to dla nich takie ważne i dlaczego potrafią wkładać w to aż tak dużo energii. Instynkt ów bywa też niezwykle przewrotny: młodsze dzieci „proszą” rodziców o pomoc w budowaniu granic przez niebezpieczne zachowania, a granice opiekunów „sprawdzają” przez bezpośrednie ataki fizyczne albo słowne.
Dzieci od urodzenia do wieku wczesnoszkolnego potrzebują w budowaniu granic wsparcia dorosłych. To właśnie dlatego kiedy same szukają granic, liczą przede wszystkim na reakcję opiekuna. Gdy przekraczają granice innych – rodzeństwa, kolegów z przedszkola – często zerkają na dorosłego, zaciekawione, w jaki sposób rozwiąże on daną sytuację. „Jak opiekun zasygnalizuje, że dba o granice innych dzieci? Skoro dba o ich granice, to zadba też o moje!” Im słabiej reagują dorośli, tym mocniej dzieci akcentują trudne sytuacje, bo są spragnione zdecydowanej reakcji.
Zdarza się, że dzieci potrafią szturmować granice osoby odpowiedzialnej za opiekę przez bezpośredni atak. Uspokajają się dopiero wtedy, kiedy dorosły jasno wyrazi swój sprzeciw. Umiejętność obrony granic przez opiekuna stanowi dla podopiecznego sygnał, że w razie zagrożenia życia będzie on umiał go ochronić.
Czym jest bezpieczeństwo? Można je nazwać „stanem niezagrożenia”. Na potrzeby tej książki będziemy mówić o nim w kontekście zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Granice fizyczne chronią nasze ciało przed naruszeniem, psychiczne zaś – nasze emocje i świat wewnętrzny, np. przed przemocą słowną albo niechcianą presją psychologiczną.
Bez poczucia bezpieczeństwa nie jesteśmy w stanie skupić się na rozwoju. Nie będziemy potrafili uczyć się pozytywnych wzorców relacji, nie zdołamy oddać się beztroskiej zabawie. Od bezpieczeństwa zależy nasze życie, zatem nasz układ nerwowy jest szczególnie wyczulony na wykrywanie zagrożeń. Bo dopiero kiedy czujemy się bezpiecznie, możemy zająć się innymi sprawami.
Gwarancją poczucia bezpieczeństwa u dzieci do wieku nastoletniego jest zdrowa więź z dorosłym opiekunem. Najmłodsi płaczem sygnalizują opiekunowi prosty komunikat: „Wesprzyj moje bezpieczeństwo!”. Im dziecko starsze, tym ważniejsza staje się dla niego autonomia, określanie własnych granic i dbanie o nie – zatem stopniowo uniezależnia się ono w aspekcie bezpieczeństwa od aktywnej obecności dorosłego.
Granice jako rodzicielski drogowskaz
Dwudziesty pierwszy wiek to czas podmiotowego traktowania dziecka. Odchodzimy od „starych” metod wychowawczych: autorytarnych, opartych na nagrodach i karach, stosowaniu gróźb i strachu. Stawiając na podmiotowość, wspieramy szacunek, poczucie własnej wartości i budowanie bezpiecznych więzi.
Warto jednak pamiętać, że odejście od metod, w których rodzic celowo wywołuje u dziecka trudne emocje (np. wymusza posłuszeństwo strachem), nie oznacza, że tego rodzaju emocje nie mają prawa u malca występować. Nie chcemy być osobami, które sprawiają dziecku przykrość, jednak celem naszych wychowawczych zabiegów nie jest stan, w których podopieczny cały czas czuje się dobrze i komfortowo. Chcemy być autentyczni i dajemy przestrzeń na autentyczność naszym dzieciom. Mówimy „nie” i sami potrafimy je przyjąć od drugiej osoby. Czasami nasze „nie” może wywołać w dziecku frustrację lub smutek. Nie chodzi bowiem o to, by być „miłą, martwą osobą” (nice, dead person)1, o jakiej mówił Marshall Rosenberg, twórca Porozumienia bez Przemocy2. Chodzi o to, żeby słyszeć cudze potrzeby i oczekiwać poszanowania dla naszych własnych.
Podmiotowe traktowanie dziecka oznacza, że stajemy się dla niego „przewodnikiem stada”. Chociaż różnimy się odpowiedzialnością, zadaniami czy doświadczeniem, pozostajemy równie ważni i traktujemy się nawzajem z szacunkiem.
W praktyce podmiotowego podejścia wychowawczego granice są istotnym narzędziem. Ważna jest optyka: kiedy widzimy dziecko jako osobny byt, skończoną całość, której ramy określane są właśnie przez granice, to łatwiej jest nam zrozumieć istotę podmiotowości. Na każdym etapie rozwoju – jako dzieci i dorośli – stanowimy podmiot, pełnowartościową osobę. Gdy naruszymy granice integralności tej osoby, wkraczamy na obcy teren.
Granice osobiste to terytoria, których nikt nie jest w stanie zmienić.
Obejmują one nasze:
- ciało, bo nikt inny nie może poczuć tego, co się w nim dzieje,
- emocje, bo nikt inny nie jest w stanie poczuć dokładnie tego samego co my,
- myśli, bo nikt inny nie ma dostępu do tego, co myślimy,
- wybory, bo nikt inny nie może stwierdzić, co zamierzamy zrobić, a czego nie, czego chcemy, a czego nie chcemy.
Własne granice łatwiej wyczuć, kiedy nie tylko wyobrazimy sobie „to, co jest moje”, ale też spróbujemy zobrazować pojęcie „tu leży moje terytorium”.
Przekraczamy granice dziecka, kiedy:
- nakłaniamy je do przytulenia osoby, której nie chce przytulić (granica ciała),
- mówimy, że „nie ma co płakać”, kiedy doświadcza trudnych emocji, np. gdy po upadku boli je kolano (granice emocji),
- mówimy mu, że jego opinia jest nieprawdziwa (granice myśli),
- zmuszamy je do zjedzenia potrawy, której nie cierpi (granica wyboru).
Zadbanie o granice dzieci daje ważną informację zwrotną: to, co myślisz i czujesz, jest ważne. Stanowi fundament poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości oraz kształtuje szacunek dla granic innych.
Zachowania dzieci zazwyczaj są zwierciadłem tego, jak traktują je ich najważniejsi dorośli.
Poszanowanie granic dziecka:
- Rozwija umiejętność chronienia własnych granic – ponieważ rodzic nadaje mu jasny komunikat, że granice są ważne.
- Wzmacnia poczucie wartości – rodzic uznaje, że dziecko poradzi sobie samo w ramach swoich granic. Dziecko widzi i słyszy, że jego ciało, emocje, myśli i wybory są ważne.
- Umacnia relację z rodzicem – ponieważ może ono nie zajmować się chronieniem swoich granic i jest otwarte na to, co mówią i robią rodzice.
- Zwiększa samodzielność – w ramach swoich granic samo podejmuje działania i uczy się, jak dbać o siebie.
- Wspiera relacje z rówieśnikami – ponieważ świadomość granic swoich i innych pozwala lepiej dogadać się z innymi dziećmi.
------------------------------------------------------------------------
1 Zob. wystąpienie M. Rosenberga: Introduction to NVC, https://youtu.be/DhAaNV1DvpU (data dostępu: 20.05.2022).
2 Porozumienie bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication; NVC, PbP) – system komunikacji opracowany przez Marshalla B. Rosenberga, w dużym stopniu odnoszący się do sposobu porozumiewania się, obejmujący także podejście do różnych trudności, gdzie każdy dyskomfort jest informacją o naszych niespełnionych potrzebach.
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Jak zrozumieć małe dziecko - ebook

Przewodnik dla rodziców dzieci w wieku 0–3 lat (i starszych).

Większość poradników dla rodziców poleca różne metody wychowawcze, treningi czy rodzicielskie sztuczki, jednak zazwyczaj oparte są one o potrzeby rodziców, a nie dzieci (a w skrajnych przypadkach są po prostu przemocą).

“Jak zrozumieć małe dziecko” to przewodnik dla tych, którzy nie ufają "niezawodnym metodom" i "instrukcjom obsługi", ale pragną nauczyć się rozpoznawać i prawidłowo reagować na prawdziwe potrzeby swojego dziecka.

Spis treści

Wstęp

1. Zrozumieć dziecko O przekonaniach i mitach dotyczących dzieci i ich wychowania
Jak zrozumieć małe dziecko?
• Wiedza o rozwoju dziecka
• Komunikacja i budowanie relacji Czemu służy trenowanie dzieci i dlaczego nie warto tego robić?
Jaka jest różnica między stawianiem granic a trenowaniem?
• Czym są granice i czy są one takie same u każdego?
• „Zdrowe” granice to granice osobiste i elastyczne
• Trenowanie to przykład nieosobistej i nieelastycznej granicy
Jak „nauczyć dziecko samodzielności”?
• Naturalne etapy rozwoju samodzielności
Bibliografia

2. Jedzenie Przekonania i mity dotyczące jedzenia małego dziecka
Jedzenie – nie tylko zaspokajanie głodu
• Budowanie więzi
• Rozwój społeczny i emocjonalny
• Mózg i mechanizm samoregulacji
• Relacje rodzinne
•Żywienie dziecka w wieku 0–6 miesięcy
• Karmienie – budowanie więzi
• Bliskość i fizjologia karmienia piersią
• Bliskość i inne metody karmienia
• Comfort feeding
• Karmienia nocne Rozszerzanie diety
• Kiedy rozszerzać dietę dziecka?
• Różne sposoby rozszerzania diety
•Jedzenie – co zależy od dziecka, a co od rodzica?
• Co zależy od dziecka – ile zje i czy zje
• A jeśli dziecko nie chce jeść?
• Co zależy od rodzica – atmosfera i jakość posiłków
Jak budować w dziecku pozytywną relację z jedzeniem
• Jak ułatwić dziecku decydowanie o jedzeniu?
• Jak budować pozytywną atmosferę przy posiłkach?
Bibliografia

3. Sen Przekonania i mity dotyczące snu małego dziecka
Współczesne dzieci nadal płaczą w samotności!
• Skąd się wziął pomysł na samotne wypłakiwanie dzieci?
• Co wiemy o metodach wypłakiwania dzieci?
•Co warto wiedzieć o śnie małego dziecka?
• Jak śpią małe dzieci?
• Dlaczego sen jest ważny?
• Jakie mechanizmy odpowiadają za sen?
• Dlaczego dzieci nie przesypiają całych nocy?
• Kiedy dziecko przesypia całą noc?
• Ile powinny spać małe dzieci?
Jak polepszyć jakość snu całej rodziny?
• Lepsze spanie: dwa podstawowe kroki
Czego potrzebuje dziecko, żeby lepiej spać?
• Warunki zewnętrzne w sypialni
• Poczucie bezpieczeństwa
• Pomoc w wyciszaniu
• Porządek dnia Spać jak dziecko
Bibliografia

4. Zabawa
Przekonania i mity dotyczące zabawy małego dziecka
Zabawa i kolejne etapy rozwoju dziecka
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 0–2 lata
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 0–2 lata
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 2–3 lat
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 2—3 lat
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 3–5 lat
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 3–5 lat
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 5–6 lat
• Jak wspierać rozwój dziecka dzięki zabawie?
• Zabawa dziecka i z dzieckiem – o czym warto pamiętać?
• Jak wspierać dziecko w przeżywaniu emocji i budowaniu relacji w zabawie?
• Rola dorosłego w zabawie dziecka
Bibliografia

5. Odpieluchowanie Przekonania i mity dotyczące odpieluchowania
Fizjologia oddawania moczu i kału Nauka korzystania z toalety
• Nauka opanowywania czynności fizjologicznych u zwierząt i ludzi
• Odpieluchowanie a rozwój emocjonalny dziecka
• Rozwój autonomii
• Eksploracja swojego ciała
• Unikanie stresu Strategie na udane odpieluchowanie
• Najważniejsze to poczekać na gotowość dziecka
• Rozmowy o czynnościach fizjologicznych
• Niepowodzenia
• Szacunek wobec komunikatów dziecka
• Nauka korzystania z odpowiednich miejsc i sprzętów
• Proces w nauce korzystania z toalety
Bibliografia

6. Relacja bez nagród i kar Przekonania i mity dotyczące nagród i kar
Rozwój we wczesnym dzieciństwie
• Dojrzałość emocjonalna
• Naturalne środowisko rozwoju
• Rozwój jest procesem
• Zasady zachowania
• Kary za trudne zachowania
• Kara i konsekwencja
• Nagrody za dobre zachowania Jak zbudować relacje bez nagród i kar?
• Pomoc dziecku w odkrywaniu i nazywaniu jego potrzeb i emocji
• Miłość bezwarunkowa
Bibliografia

7. Adaptacja przedszkolna Przekonania i mity dotyczące adaptacji przedszkolnej
Fundamenty od narodzin
• Więź
• Więź w przedszkolu
• Więź i samodzielność
• Emocje
• Poczucie własnej wartości
• Przewodnictwo
Strategie na udaną adaptację
• Odpowiedni moment na pójście do przedszkola
• Empatia dla siebie
• Poznanie przedszkola i nawiązanie relacji
• Przygotowanie dziecka (i siebie) na zmiany
• Łagodny początek
• Pożegnanie
• Czas po przedszkolu Trudności w adaptacji
• Brak postępu w adaptacji
• Dziecko nie czuje się dobrze w przedszkolu
• Brak zaufania rodziców do przedszkola
Adaptacja się nie kończy
Bibliografia
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Jak zrozumieć małe dziecko - ebook

Przewodnik dla rodziców dzieci w wieku 0–3 lat (i starszych).

Większość poradników dla rodziców poleca różne metody wychowawcze, treningi czy rodzicielskie sztuczki, jednak zazwyczaj oparte są one o potrzeby rodziców, a nie dzieci (a w skrajnych przypadkach są po prostu przemocą).

“Jak zrozumieć małe dziecko” to przewodnik dla tych, którzy nie ufają "niezawodnym metodom" i "instrukcjom obsługi", ale pragną nauczyć się rozpoznawać i prawidłowo reagować na prawdziwe potrzeby swojego dziecka.

Spis treści

Wstęp

1. Zrozumieć dziecko O przekonaniach i mitach dotyczących dzieci i ich wychowania
Jak zrozumieć małe dziecko?
• Wiedza o rozwoju dziecka
• Komunikacja i budowanie relacji Czemu służy trenowanie dzieci i dlaczego nie warto tego robić?
Jaka jest różnica między stawianiem granic a trenowaniem?
• Czym są granice i czy są one takie same u każdego?
• „Zdrowe” granice to granice osobiste i elastyczne
• Trenowanie to przykład nieosobistej i nieelastycznej granicy
Jak „nauczyć dziecko samodzielności”?
• Naturalne etapy rozwoju samodzielności
Bibliografia

2. Jedzenie Przekonania i mity dotyczące jedzenia małego dziecka
Jedzenie – nie tylko zaspokajanie głodu
• Budowanie więzi
• Rozwój społeczny i emocjonalny
• Mózg i mechanizm samoregulacji
• Relacje rodzinne
•Żywienie dziecka w wieku 0–6 miesięcy
• Karmienie – budowanie więzi
• Bliskość i fizjologia karmienia piersią
• Bliskość i inne metody karmienia
• Comfort feeding
• Karmienia nocne Rozszerzanie diety
• Kiedy rozszerzać dietę dziecka?
• Różne sposoby rozszerzania diety
•Jedzenie – co zależy od dziecka, a co od rodzica?
• Co zależy od dziecka – ile zje i czy zje
• A jeśli dziecko nie chce jeść?
• Co zależy od rodzica – atmosfera i jakość posiłków
Jak budować w dziecku pozytywną relację z jedzeniem
• Jak ułatwić dziecku decydowanie o jedzeniu?
• Jak budować pozytywną atmosferę przy posiłkach?
Bibliografia

3. Sen Przekonania i mity dotyczące snu małego dziecka
Współczesne dzieci nadal płaczą w samotności!
• Skąd się wziął pomysł na samotne wypłakiwanie dzieci?
• Co wiemy o metodach wypłakiwania dzieci?
•Co warto wiedzieć o śnie małego dziecka?
• Jak śpią małe dzieci?
• Dlaczego sen jest ważny?
• Jakie mechanizmy odpowiadają za sen?
• Dlaczego dzieci nie przesypiają całych nocy?
• Kiedy dziecko przesypia całą noc?
• Ile powinny spać małe dzieci?
Jak polepszyć jakość snu całej rodziny?
• Lepsze spanie: dwa podstawowe kroki
Czego potrzebuje dziecko, żeby lepiej spać?
• Warunki zewnętrzne w sypialni
• Poczucie bezpieczeństwa
• Pomoc w wyciszaniu
• Porządek dnia Spać jak dziecko
Bibliografia

4. Zabawa
Przekonania i mity dotyczące zabawy małego dziecka
Zabawa i kolejne etapy rozwoju dziecka
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 0–2 lata
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 0–2 lata
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 2–3 lat
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 2—3 lat
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 3–5 lat
• Ważne zagadnienia dotyczące rozwoju dziecka w wieku 3–5 lat
• Rozwój zabawy u dzieci w wieku 5–6 lat
• Jak wspierać rozwój dziecka dzięki zabawie?
• Zabawa dziecka i z dzieckiem – o czym warto pamiętać?
• Jak wspierać dziecko w przeżywaniu emocji i budowaniu relacji w zabawie?
• Rola dorosłego w zabawie dziecka
Bibliografia

5. Odpieluchowanie Przekonania i mity dotyczące odpieluchowania
Fizjologia oddawania moczu i kału Nauka korzystania z toalety
• Nauka opanowywania czynności fizjologicznych u zwierząt i ludzi
• Odpieluchowanie a rozwój emocjonalny dziecka
• Rozwój autonomii
• Eksploracja swojego ciała
• Unikanie stresu Strategie na udane odpieluchowanie
• Najważniejsze to poczekać na gotowość dziecka
• Rozmowy o czynnościach fizjologicznych
• Niepowodzenia
• Szacunek wobec komunikatów dziecka
• Nauka korzystania z odpowiednich miejsc i sprzętów
• Proces w nauce korzystania z toalety
Bibliografia

6. Relacja bez nagród i kar Przekonania i mity dotyczące nagród i kar
Rozwój we wczesnym dzieciństwie
• Dojrzałość emocjonalna
• Naturalne środowisko rozwoju
• Rozwój jest procesem
• Zasady zachowania
• Kary za trudne zachowania
• Kara i konsekwencja
• Nagrody za dobre zachowania Jak zbudować relacje bez nagród i kar?
• Pomoc dziecku w odkrywaniu i nazywaniu jego potrzeb i emocji
• Miłość bezwarunkowa
Bibliografia

7. Adaptacja przedszkolna Przekonania i mity dotyczące adaptacji przedszkolnej
Fundamenty od narodzin
• Więź
• Więź w przedszkolu
• Więź i samodzielność
• Emocje
• Poczucie własnej wartości
• Przewodnictwo
Strategie na udaną adaptację
• Odpowiedni moment na pójście do przedszkola
• Empatia dla siebie
• Poznanie przedszkola i nawiązanie relacji
• Przygotowanie dziecka (i siebie) na zmiany
• Łagodny początek
• Pożegnanie
• Czas po przedszkolu Trudności w adaptacji
• Brak postępu w adaptacji
• Dziecko nie czuje się dobrze w przedszkolu
• Brak zaufania rodziców do przedszkola
Adaptacja się nie kończy
Bibliografia
Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Życie seksualne rodziców

Jak budować długoterminowe związki partnerskie

Pomyśl o swoim związku i zadaj sobie pytanie: czy chcesz, aby się rozwijał? Pomimo trudności, pomimo natłoku spraw chcesz znaleźć czas na bycie razem i budowanie długoterminowej relacji? Jeśli tak, ta książka jest ci potrzebna.

Rodzicielstwo najczęściej z impetem wchodzi nam do łóżka. Stajemy się bardziej rodzicami niż partnerami. Bliskość i intymność muszą ustąpić lub poczekać, aż dzieci podrosną. Tak często o tym myślimy… Autorzy książki pokazują, że nie musi tak być. Że bycie w prawdziwie czułym, intymnym związku to nie plan emerytalny!

Związek, który tworzysz, jest projektem twojego życia – bliska relacja z partnerem czy partnerką to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie, a podstawowym narzędziem, które pozwoli ją rozwijać, jest rozmowa. Intymne spotkanie.

  • Dla kogo jest ta książka?
  • Dla par przeżywających trudności.
  • Dla par upierających się, że razem stanowią doskonałą całość i kryzys ich nigdy nie spotka.
  • Dla tych, którzy szukają ostatniej deski ratunku dla swojego związku, jak i dla tych, którzy dopiero planują świadome wejście w relację.
  • Dla par planujących założenie rodziny.
  • Dla tych, którzy tkwią w samym środku rodzicielskiej rewolucji.
  • Dla tych, których łączy przeczucie, że mogliby się dowiedzieć jeszcze więcej o budowaniu szczęśliwego związku.
  • Dla tych, którzy wiedzą, że w ich miłości jest miejsce i na rozum, i na uczucia, i na świadomy seks.
  • Dla tych, którzy czują, że nie odkryli jeszcze wszystkiego.
  • Dla tych, którzy wierzą, że w miłości partnerskiej istnieje nadzieja na odnalezienie siebie.

Autorzy:

Zosia i Dawid Rzepeccy – terapeuci zajmujący się związkami i ich intymnym rozwojem, prywatnie partnerzy. W książce opowiadają, jak mając dzieci, budować trwałe i szczęśliwe relacje. W swojej praktyce czerpią zarówno z mądrości Wschodu, jak i nowoczesnych form psychoterapii.

Natalia Fiedorczuk – pisarka, dziennikarka, laureatka Paszportu Polityki (2016), psycho-pedagożka. Mama, partnerka, osoba ciekawska.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
E-book
W koszyku
Forma i typ

Życie seksualne rodziców

Jak budować długoterminowe związki partnerskie

Pomyśl o swoim związku i zadaj sobie pytanie: czy chcesz, aby się rozwijał? Pomimo trudności, pomimo natłoku spraw chcesz znaleźć czas na bycie razem i budowanie długoterminowej relacji? Jeśli tak, ta książka jest ci potrzebna.

Rodzicielstwo najczęściej z impetem wchodzi nam do łóżka. Stajemy się bardziej rodzicami niż partnerami. Bliskość i intymność muszą ustąpić lub poczekać, aż dzieci podrosną. Tak często o tym myślimy… Autorzy książki pokazują, że nie musi tak być. Że bycie w prawdziwie czułym, intymnym związku to nie plan emerytalny!

Związek, który tworzysz, jest projektem twojego życia – bliska relacja z partnerem czy partnerką to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie, a podstawowym narzędziem, które pozwoli ją rozwijać, jest rozmowa. Intymne spotkanie.

  • Dla kogo jest ta książka?
  • Dla par przeżywających trudności.
  • Dla par upierających się, że razem stanowią doskonałą całość i kryzys ich nigdy nie spotka.
  • Dla tych, którzy szukają ostatniej deski ratunku dla swojego związku, jak i dla tych, którzy dopiero planują świadome wejście w relację.
  • Dla par planujących założenie rodziny.
  • Dla tych, którzy tkwią w samym środku rodzicielskiej rewolucji.
  • Dla tych, których łączy przeczucie, że mogliby się dowiedzieć jeszcze więcej o budowaniu szczęśliwego związku.
  • Dla tych, którzy wiedzą, że w ich miłości jest miejsce i na rozum, i na uczucia, i na świadomy seks.
  • Dla tych, którzy czują, że nie odkryli jeszcze wszystkiego.
  • Dla tych, którzy wierzą, że w miłości partnerskiej istnieje nadzieja na odnalezienie siebie.

Autorzy:

Zosia i Dawid Rzepeccy – terapeuci zajmujący się związkami i ich intymnym rozwojem, prywatnie partnerzy. W książce opowiadają, jak mając dzieci, budować trwałe i szczęśliwe relacje. W swojej praktyce czerpią zarówno z mądrości Wschodu, jak i nowoczesnych form psychoterapii.

Natalia Fiedorczuk – pisarka, dziennikarka, laureatka Paszportu Polityki (2016), psycho-pedagożka. Mama, partnerka, osoba ciekawska.

Ta pozycja jest dostępna przez Internet. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.
Dostęp do treści elektronicznej wymaga posiadania kodu dostępu, który można odebrać w bibliotece.
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej